30 września 2013

Matka nominowana ;)

Autor: Matka Browar o 23:00 6 komentarze
Matka spieszy się pochwalić, że została nominowana przez Annę z Marnego Puchu  do Liebster Blog Award. Fajna sprawa :)


Oto zasady:   
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Moje odpowiedzi na pytania Ani:
1. Dokończ zdanie: gdybym nie była mamą i w ciąży to teraz...
pewnie piłabym białe winko ;) No i byłabym kierowniczką, a nie szeregowym pracownikiem ;)

2. Daj przepis na najprostsze, ale odkrywcze danie.
3. Gdybyś mogła poddać się operacji plastyczne, co byś w sobie zmieniła?
Kiedyś miałam kompleks małego biustu – zaakceptowałam ;) To samo z szerokim nosem. Mojej wybrakowanej ręki się zoperować nie da – wobec tego nic bym nie zmieniła ;)

4. Co irytuje cię najbardziej, gdy idziesz na spacer lub spacerujesz?
Jesienią - kiedy słońce wychodzi zza chmury, żeby zaraz potem znów się za nią schować. Gorąco, a zaraz potem zimno! Nie lubię się pocić podczas spaceru... I nie lubię wiatru, bo rozwiewa moją nieskazitelną fryzurę… :P

5. Czy masz jakieś dziwaczne przyzwyczajenie? Napisz jakie. 
Zużywam tony lakieru do włosów. Jeśli jem kanapki zawsze są 3 – 2 z wędliną i jedna z dżemem.  Wszędzie przekładam papier toaletowy, aby zwis był przodem do mnie, a nie do ściany ;) I śpię z telefonem przy głowie – mania sprawdzania czasu. Zresztą do wc też chodzę z telefonem.

6. Jaką najmniejszą rzecz trzeba zrobić, aby wyprowadzić Cię z równowagi?
Powkładać naczynia do zmywarki nie według mojego schematu. Skończyć papier toaletowy i nie powiesić nowego. Zachlapać świeżo umytą umywalkę i kran… Powoli jechać lewym pasem... Masa tego, bo mam mini nerwicę natręctw ;)

7. Pierwsza miłość - zardzewiała czy wiecznie żywa?
Zardzewiała, choć na zawsze w pamięci ;)

8. Największa gafa, jaką udało Ci się popełnić. 
W kolejce po piwo pogilgotałam obcego faceta pod pachą, będąc przekonana, że to moja przyjaciółka…

9. Dlaczego piszesz bloga?
Bo ekstrawertyczka ze mnie i lubię się uzewnętrzniać ;) Dodatkowo chcę abyśmy razem z dzieciaczkami mieli pamiątkę tego, co obecnie dzieje się w naszym życiu.

10. Zima czy lato?
Oj lato, lato zdecydowanie… Lekkie sukieneczki, opalona buzia, japonki, ciepłe wieczory, grille do późnej nocy – to jest to, co kocham!

11. Najlepszy sposób na dobry humor przez cały dzień to...
Obfite śniadanko – najlepiej jogurt naturalny + kilka różnych owoców pokrojonych w kostkę + muesli/granola. Do tego radio z pozytywną muzą od rana :)

I moje pytania do autorek blogów:


1.       Pomidorowa z makaronem czy z ryżem?

2.       Chodzisz na nogach czy piechotą?

3.       Czego najbardziej nie lubisz w roli matki?

4.       A co najbardziej podoba ci się w roli matki?

5.       Jakie jest Twoje hobby?

6.       Gdybyś miała wybrać tylko 3 rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę – co by to było?

7.       Długa gra wstępna, czy raz dwa i do konkretów?

8.       Na słodko czy na słono?

9.       Twój ulubiony film?

10.   Spodnie czy spódnica?

11.   Twoje popisowe danie to…?



Nominowane przez mnie blogi:

29 września 2013

Komplementy i duma

Autor: Matka Browar o 14:27 23 komentarze
Miło jest usłyszeć od męża, że "fajnie wychowuję naszą córkę" :)
Słowa rzucone w sytuacji zabawy, kiedy Zosia świetnie rozumiała o co ją prosimy, co pokazujemy, co do czego służy... Słowa tak zwyczajne, a jednak tak miłe :) Tym bardziej, że powtórzone przez teściową - "Ty pokazujesz jej drogę...".

Bo wiecie, Matka absolutnie nie jest i nie czuję się mamą idealną. Popełnia masę błędów, za które potem gani się w myślach, ale wielu z nich pewnie nie jest nawet świadoma...
Zosia jest na prawdę bardzo rozumnym maluchem. Ma swoje wybryki, frustracje i bunty, ale generalnie rozwija się bardzo szybko i chyba w dobrym kierunku. Matki sposobem na uczenie jej zawiłości tego świata jest tłumaczenie - tłumaczenie wszystkiego po stokroć. Obserwując mamy, nianie, babcie np na placu zabaw Matka zauważyła, jak często używana jest w stosunku do dzieci formułka "nie wolno". Owszem, nie wolno rzucać zabawkami - ale dlaczego? Dlaczego nie wolno dotykać gniazdka? Dlaczego nie wolno sypać piaskiem w inne dzieci, bić ich, krzyczeć...? Skąd te małe istotki mają same to wiedzieć, jeśli MY im tego nie wytłumaczymy?

A teraz chwila chwalipięctwa umiejętnościami mojej Latorośli :)
Zosia w wieku 18 miesięcy mówi takie słowa jak np.
TATEK - statek
DZIK - dźwig
JEŚ - jeż
KÓKO - kółko
DZIKI - dzięki
EŚĆ - cześć
IŚĆ - kiedy chce gdzieś iść, zejść skądś,
BAPA - czapka
i wiele innych, których w tej chwili nie pamiętam... Nie tyle powtarza po nas, co samodzielnie używa ich w odpowiednich momentach. Do tego nieustannie powtarza końcówki wypowiadanych przez nas zdań.

Świetnie też radzi sobie na trójkołowym roweru biegowym, o takim:


Biegnie po ściereczkę, kiedy coś rozleje i sama wyciera. Robi papa zawsze, gdy skądś wychodzimy/odchodzimy/ktoś od nas wychodzi. Reaguje na polecenia/prośby typu przynieś pieluszkę, wyrzuć coś do kosza, odłóż na swoje miejsce, postaw kubek na stole, wrzuć klocki do pudełka...
Z zadziwieniem Matka obserwuje, jak z każdym dniem Zosia rozumie coraz więcej i jak chętnie się uczy. Dzięki P. umie nawet rozróżnić Porsche, Fiata i Forda wśród swoich autek ;) Zwierzątka też już nie mają przed nią tajemnic, rozpoznaje również wszystkie części ciała, łącznie z łokciem, kolanem i plecami ;) Umie sama budować wysokie wieże z Lego Duplo, układać drewniane puzzle... Rozładowuje z nami zmywarkę, rozpakowuje zakupy. Uczestniczy w każdej domowej czynności, bo jest w nie angażowana, a nie odtrącana...

Takiego to dziś posta Matka wysmarowała... Bo zwyczajnie dumna z córki jest :)





27 września 2013

Matka kulinarnie - tagiatelle w sosie mascarpone z suszonymi pomidorami i szynką parmeńską

Autor: Matka Browar o 19:20 17 komentarze
Matka od kilku dni dzień w dzień doświadcza niemałej frustracji… Powodem jest niechęć Latorośli do wszelkich niemal śniadań i obiadów. Kanapki i jajecznica – ble, zupy, naleśniki z twarogiem i bakaliami - ble, wszystko ble!  Ależ się trzeba nakombinować, żeby Zośka zjadła choć połowę porcji… I żeby z tej swojej jedzeniowej niechęci nie wytrąciła Matce widelca lub łyżki z zawartością… Chwilowo zapominamy więc o nauce samodzielnego jedzenia, bo na to nie ma szans (chyba, że na talerzu jest parówka, ogórek kiszony lub owoce).
Ale jest nadzieja… Zośka uwielbia makarony! Cóż tu się dziwić, kiedy Matka i P. są wielkimi fanami włoskiej kuchni i całkiem często potrawy z tej części świata goszczą na naszym stole. Ileż to razy szybkie, proste i smaczne fusilli pomodoro uratowało nam obiad :)
Dlatego Matka zmęczona walką z Zośkowym apetytem przygotowała dziś coś szybkiego i kluchowego. 
I co? I sukces! Zośkowe uszy aż się trzęsły, kiedy wcinała własnoręcznie nabite na widelec (w jej języku BAM) kawałki tagiatelle w sosie z mascarpone, szynki parmeńskiej i suszonych pomidorów. Miało być z łososiem, ale że nasza osiedlowa Żabka takiego asortymentu nie posiada, to wyszło jak wyszło. A wyszło pysznie! Tak więc dziś obyło się bez jedzeniowej frustracji :)

Przepis poniżej. 


Tagiatelle w sosie mascarpone 
z suszonymi pomidorami i szynką parmeńską


Składniki (na 2 porcje):

  • Makaron tagiatelle
  • 3-4 plasterki szynki parmeńskiej
  • 5-6 suszonych pomidorów + 3 łyżki zalewy (Lidlowe są tanie i smaczne)
  • cebula
  • czosnek
  • 100 g mascarpone (2 mocno czubate łyżki) (to samo – Lidlowe jest ok. :) )
  • pieprz
  • sól
  • świeża bazylia
  • tarty parmezan (A skąd? A z Lidla ;) )

Sposób przygotowania:

W garnku z osoloną wodą gotujemy tagiatelle al-dente. Odcedzamy.

W czasie gotowania makaronu drobno kroimy szynkę parmeńską i cebulę, czosnek tniemy w plasterki, a suszone pomidory na paseczki. Na rozgrzaną patelnię wlewamy zalewę z pomidorów, wrzucamy pokrojone pomidory wraz z szynką, cebulą i czosnkiem. Całość podsmażamy, aż szynka się zarumieni. Następnie dodajemy ser mascarpone i mieszamy aż serek się rozpuści. Doprawiamy solą i pieprzem.

Do gotowego sosu dodajemy odcedzone tagiatelle i mieszamy, aby sos dokładnie pokrył makaron. Na talerzu posypujemy makaron startym parmezanem i dekorujemy bazylią.

Smacznego!







26 września 2013

Zagubione młode mamy, czyli gdzie szukać wsparcia?

Autor: Matka Browar o 15:47 8 komentarze
Młoda matka jak niczego potrzebuje wsparcia.
Ale wiecie, nie takiego, które przejawia się "dobrymi radami" typu "Daj mu cyca, na pewno jest głodny", albo "Załóż jej czapeczkę, no jak to tak niemowlę z gołą głową???". Takiego realnego wsparcia, dzięki któremu poczuje, że ze swoimi wątpliwościami, smutkami, radościami, ale i frustracjami nie jest sama. Wszak pojawienie się na świecie dziecka i zmiana życiowej roli z żony/partnerki na matkę to niebagatelna sprawa... Trzeba powiedzieć to jasno - całe życie wywraca się nam do góry nogami! W mediach macierzyństwo jawi się jako nieprzemijający błogostan, źródło nieustającej radości. Róż, bociany i piękne oblicza oraz ciałka mamy i dzidziusia... Rzeczywistość jest jednak zgoła inna - oprócz tych wszystkich cudownych chwil jest też masa gorszych. Męczy nas brak snu, obolałe ciało, popękane sutki, krwawienie z dróg rodnych... Do tego dziecko płacze i ciągnie cyca 20h/dobę, a my czujemy się jak chodząca pierś, która nie ma czasu spokojnie zjeść czy wziąć prysznic.
Szczęściary z tych młodych mam, które w takich chwilach mogą liczyć na pomoc własnej mamy, teściowej, siostry czy kogokolwiek z rodziny... Ale nie każda ma takiego farta. I może nie odkryję tym stwierdzeniem Ameryki, ale w takich chwilach potrzebny jest nam nasz partner, mąż - ktoś bliski... Idealnie, jeśli rozumie nas i nasze rozterki, naszą burzę hormonów, fontanny łez w mgnieniu oka zmieniające się w szalony śmiech i dziką radość. Idealnie, jeśli garnie się do pomocy przy dziecku i wyręcza nas domowych obowiązkach. Idealnie, jeśli ugotuje nam zdrowy i lekkostrawny obiad i zabawi dzieciaczka w czasie, kiedy my spokojnie ten posiłek konsumujemy. Idealnie, jeśli uspokaja nas, pociesza i daje ukojenie w objęciach swych silnych ramion... A co my możemy dla niego zrobić? Pozwolić mu na to!!! Nie odtrącać jego pomocy, nie wydzierać mu z rąk noworodka z hasłem "ja to zrobię lepiej" na ustach...
Matka ma to ogromne szczęście, że posiada taki właśnie mocno wspierający egzemplarz. Chwała mu za to!

A co, jeśli nasz facet nie jest taki super? Co jeśli w ogóle go nie ma, albo nie ma na tyle często, że jesteśmy ze wszystkim same...?

Matka się przyzna, że jeszcze od czasów ciąży jest stałą bywalczynią pewnego rówieśniczego forum internetowego. Zajrzała tam raz, szukając dziewczyn z podobnym terminem porodu i została do dziś. Najpierw wspólnie przeżywałyśmy każdy kolejny dzień ciąży - rosnące brzuszki a w nich nasze fasolki, przyrost kilogramów, wyniki badań, zdjęcia USG... Dzieliłyśmy się listami wyprawkowymi, pomysłami na zabicie zimowej nudy, na urządzenie dziecięcych pokoików, robiłyśmy castingi na najładniejsze imiona dla bobasów :) Cieszyłyśmy się z tego co nas łączy, ale także wspierałyśmy się w ciężkich, a nawet i tragicznych momentach... Wspólnie odliczałyśmy do porodów, świętowałyśmy każdy nowy trymestr, studniówki, a potem narodziny każdego z marcowych maluchów. Na tym się nie skończyło. Już z dziećmi po drugiej stronie brzuszków opisywałyśmy swoje przeżycia związane z porodem i dzieliłyśmy się radościami, frustracjami i wątpliwościami związanymi z opieką nad tymi kruchymi istotkami. Spotykałyśmy się, choć jesteśmy rozrzucone po całej Polsce. Wspólnie świętowałyśmy roczki naszych dzieci (niejednokrotnie w realu), wymieniałyśmy się pomysłami na ciekawe i rozwojowe prezenty gwiazdkowe, roczkowe itp... I tak to trawa do dziś. Dziś 5 z nas jest znowu w ciąży, z czego 3 "lada dzień" rodzą, a na świecie są już 2 dziewczynki z drugiego forumowego pokolenia.
Matka doskonale wie, ile czasu pożera jej to forum - minus przecież zajrzeć na nie kilka razy dziennie i nadrobić wszystko, żeby wiedzieć, co u dziewczyn i ich maluszków słychać. Ale nie zamieniłaby Matka tego na nic innego! To dzięki forum przeżyła te wszystkie cięższe chwile swojego macierzyństwa, to na forum znalazła mnóstwo wsparcia, zrozumienia i porad jak postępować w wielu sytuacjach.

Tak wiec dla mnie wspierający mąż + forum rówieśnicze okazało się sposobem na szczęśliwe i zrównoważone macierzyństwo.
A jaki jest Wasz sposób?

(fot. Jupiterimages)



25 września 2013

Matka-torbacz

Autor: Matka Browar o 21:39 27 komentarze
No dobra. Miała Matka w niedzielę takie dziwne skurczybyki, że torby w końcu spakowała...
Załóżmy że w 85%, bo wiadomo, na sam koniec dorzuci się takie cuda jak suszarka do włosów, ładowarka do telefonu, aparat, wyniki badań...
I znowu się Matka zastanawia jakim cudem tego jest tak dużo? Przecież żadnych zbędnych pierdół nie ładowała... A znowu wyszły 3 torby - do samego porodu, na pobyt w szpitalu i z rzeczami Stasia (z czego pierwsza, mam wrażenie - niestety się nie przyda, przynajmniej nie w całości...). I znowu wchodząc do szpitala będzie Matka wyglądać, jakby na wakacje do spa jechała ;)


No ale same powiedzcie, co w tym zbędnego:


DLA MAMY:
1. Torba mała (do porodu)

Bielizna osobista:
- koszula do porodu 
 - klapki
- spodnie dresowe, koszulka/tunika na wczesne fazy porodu
 - bielizna (na sobie w sumie)
- ciemne, grube skarpety
- gumka do włosów, opaska, wsuwki
- telefon, ładowarka
- aparat

Dokumenty:
- Karta Ciąży
- aktualne badania (mocz, morfologia, cukier) ważne 2 tygodnie
- układ krzepnięcia
- elektrolity (Na, K)
- wymaz z pochwy w 34-36 tygodniu ciąży
- wynik nosicielstwa paciorkowców grupy B (GBS)
- grupa krwi i czynnik Rh (oryginał)
- w przypadku ujemnego Rh badanie na obecność przeciwciał anty Rh zrobione po 32 tc
- HBS - badanie krwi na nosicielstwo antygenu wirusa żółtaczki zakaźnej
- odczyn WR (OWA)
- HIV
- wynik USG (pierwszego i ostatniego)
- dowód osobisty
- akt małżeństwa
- Legitymacja Ubezpieczeniowa

Art. Spożywcze
:
- woda niegazowana (najwygodniej 0,75l, z dziubkiem), może herbata z cytryną i miodem do termosu.
- słodycze, jasne (biała czekolada lub gorzka, landrynki)

Art. Higieniczne:
- pasta do zębów, szczoteczka
- krem do twarzy i miodowy mały do spierzchniętych ust
- tantum rosa
- szampon, żel pod prysznic
- mały ręczniczek do twarzy do okładów
- ręcznik najlepiej ciemny - ten ręcznik najlepiej taki, który bez problemów wyrzucimy
- lewatywa lub czopki glicerynowe?
- maszynki do golenia
 - Chusteczki higieniczne

DODATKOWO
Dla taty (na poród ale i później):
- napoje energetyczne,
- jedzenie
- obuwie na zmianę
- czyste, wyprasowane i wygodne ciuchy – dresy
- DROBNE NA KAPCIE JEDNORAZOWE/KAWĘ/SŁODYCZE
DOKUMENTY
dowód osobisty,


2. Duża torba (na oddział poporodowy):

- 2 duże ciemne ręczniki
- podpaski duże bella 20 szt.
- podkłady porodowe na łóżko
- wkładki laktacyjne
- papier toaletowy
- 3 szt saszetek tantum rosa
- chusteczki jednorazowe
- krem na brodawki
- majtki jednorazowe siatkowe
- 2x staniki do karmienia
- klapki pod prysznic
- szlafrok
- koszule nocne, mocno rozpinane (min. 3szt)
- kosmetyki: szampon, żel pod prysznic, żel do hig. Intymnej, tonik, płatki, szczotka do włosów, lakier (bez tego ani rusz) , płyn do soczewek, pojemniczki na szkła, balsam w saszetkach, myjka, mydło
- suszarka
- okulary
- telefon komórkowy, ładowarka
- aparat, ładowarka
- talerz, kubek, sztućce
- dowiedzieć się w szpitalu czy mają czopki glicerynowe, czy trzeba swoje
- dziecięce kółko do siadania ?
- woda niegazowana duża
- książka/gazeta?
- notesik + długopis dla zapisywania czasu karmienia, przewijania itd.
 - Notatki ze szkoły rodzenia
- leki – Euthyrox, kwas foliowy…?


Torba nr 3 Dla dziecka: 
najlepiej włożyć to do reklamówki i podpisać nazwiskiem matki:

- rożek
- pieluchy tetrowe (ok 10 szt.)
- 2 pieluszki flanelowe
- 3 komplety ubranek (dowolnie: śpiochy, kaftaniki, koszulki, body, pajacyk)
- czapeczki 3 szt.
- skarpetki, rękawiczki po 3 pary.
- paczka pampersów 3-6 kg.
- kosmetyki?
- chusteczki nawilżone,
- maść linomag i/lub sudocrem

No i bez kitu - znowu tyle tego... Najlepsze, że Matka analizowała tą listę 1,5 roku temu i analizuje teraz i dosłownie nie ma czego wywalić... No fakt, wywaliła laktator i butelki - bo to P. może dowieźć w razie czego, tak samo jak dowiezie czajniczek i herbatki laktacyjne no i inne cuda, które okażą się potrzebne...

A jak Wy sobie poradziłyście z całym tym ogromem pierdół i pierdółeczek???




24 września 2013

Sukces!

Autor: Matka Browar o 15:23 14 komentarze


Matka kilka dni temu  żaliła się, że nocki ma ciężkie, bo Zośce smoczka zabrała. Zła i wyrodna matka – pomyślała część z Was. Nawet rodzina nie wspierała Matki w tej decyzji (oprócz P. - na szczęście).

A dziś Matka spieszy donieść o sukcesie. Otóż po 2 tygodniach bez smoczka mamy za sobą 5 dni pięknego zasypiania - latorośl pogada, pośpiewa i pada sama, bez Matki udziału i obecności w pokoju. I co więcej - 5 w pełni przespanych nocek! W pełni przespanych, a więc od 21 do 7:30 bez pobudek, płaczu i zgrzytania zębami. Dlatego śmie dziś Matka twierdzić, że kompan w postaci smoczka został już przez Zośkę zapomniany.
Tak więc da się kochane mamy, da się! Trzeba tylko mocno chcieć, być konsekwentną i skorą do poświęcenia kilku nocy dla dobra sprawy :)

Tak sobie zresztą ostatnio uzmysłowiłam, że z Matki to ostra matka jest…  Rozmawiała Matka ostatnio z koleżankami o karmieniu piersią, spaniu z dzieckiem, smoczkach, zasadach… No i Zośka to jednak z Matką lekko nie ma, bo zasad Ci panie u nas od cholery… Zośka od najmłodszych lat uczy się, że życie do najłatwiejszych nie należy ;) Że jak czegoś nie wolno to NIE WOLNO i koniec, że czasem się trzeba wypłakać, bo mamuśka nie ulegnie… Że smoczek żegnamy, że telefon Matki nie służy do zabawy, że na krześle i w wózku się nie stoi, tylko siedzi, że po spacerze trzeba myć rączki, że jemy przy stole a nie biegając po domu... No kurcze, bo inaczej wlezie mi latorośl na głowę, a tu za chwilę kolejny skrzat pojawi się w naszym życiu... I co wtedy?
Ale żeby nie było – Matka to też czuła matka. Przytula, głaska i całuje setki razy dziennie, mówi że kocha i miłość tą okazuje na milion sposobów. Zośka też mówi, że kocha ;) Love is in the air - Matka jedynie z pobudek czysto egoistycznych nie daje sobie dziecku wejść na głowę ;) Taki ma Matka model wychowywania – oby w przyszłości okazało się, że był słuszny…

A poniżej sneak-peek dzisiejszej jesiennej sesyjki ;)




23 września 2013

Jesienna frustracja

Autor: Matka Browar o 15:03 8 komentarze

Szlag Matkę trafia, bo za oknem mokro, szaro, buro i ponuro, a my obie z Zośką zasmarkane. Oznacza to niestety jedno – cały dzień spędzamy w domu. To najgoooorsze dla Matki przekleństwo, bo co można robić z rozbrykaną 18-stomiesięczną panienką na tak małej przestrzeni? Jak długo można układać Lego Duplo, przeglądać książeczki, opiekować się lalą i robić „zakupy w warzywniaku”? A niestety – z racji pory roku i naszej sytuacji rodzinnej, która jak wiecie, zaraz ulegnie zmianie – zapowiada się wiele takich dni…

Bo moi drodzy, Matka to jest z tych, co mogą mieć bałagan w domu i obiad zrobiony w trymiga, ale dziecko musi być wywietrzone. I za cholerę nie rozumie przedkładania np. porządku w domu albo trzydaniowego obiadu nad dotlenienie i wybieganie się malucha…  Przecież same tego zalety - nie dość, że dzień szybciej mija, a dziecko się rozwija poznając świat inny niż przysłowiowe 4 ściany, to i taki wywietrzony berbeć łatwiej potem zasypia. Dlatego cały sezon wiosenno-letni wraz z Zośką przebywałyśmy na dworze dwa razy dziennie, w sumie po ok. 5 godzin… W lecie pewnie nawet i dłużej. Zośka szczęśliwa, bo pozawiązywała masę podwórkowych przyjaźni -ma już nawet za sobą pierwsze pocałunki w krzakach ;) Matka akceptuje wybranka – szarmancki typ, i nawet pozwalał Zośce bawić się swoją kosiarką :D Latorośl ponadto nauczyła się robić babki z piasku, samodzielnie włazić po drabince na zjeżdżalnię, jeździć na biegowym trójkołowcu (boski wynalazek)… Pokochała zbieranie kamyczków i liści, bieganie za piłką na osiedlowym boisku, podglądanie panów budowlańców pracujących przy kolejnym etapie osiedla… Poznała dźwięk samolotu i nauczyła się odnajdywać te małe ruchome punkty na niebie, dowiedziała się co to dźwig/żuraw i teraz na każdy napotkany pokazuje palcem, krzycząc przy tym „DZIK!”.

A Matka – jakby nie było – też szczęśliwa, bo mogła w tym samym czasie przebywać w towarzystwie innych matek/babć/niań i po prostu pogadać. No i chcąc nie chcąc – fundowała sobie tym samym codzienną porcję aktywności fizycznej, bo za Zośką to trzeba czasem pobiegać ;)

Może to wszystko wynika z tego, że Matka jako dziecko – choć mieszkała w bloku – też całe dnie spędzała na podwórku... Łaziła z chłopakami po drzewach, budowała zamki z piasku, robiła sekrety ze szkiełek i mleczy, grała w gumę i w klasy, w ganianego i w dwa ognie… Nie siedziała przed telewizorem ani komputerem, tak jak to teraz dzieci mają w zwyczaju.

Kurcze, drogie mamy i drodzy tatowie – wszystko więc w naszych rękach. Nie wychowujmy otyłych socjopatów uzależnionych od telewizora, komputera i tableta. Wyjdźmy z dzieciakami na spacer, na rower,  na plac zabaw, do parku… Zróbmy coś dla ich rozwoju, aktywności i formy fizycznej… Nauczmy je poznawać otaczający je świat i pokażmy, jaką można mieć z tego radość. To od nas zależy, jakie w przyszłości będą nasze maluchy!

Zośka w plenerze:








 

Matka Browar w Niemczech Copyright © 2010 Designed by Ipietoon Blogger Template Sponsored by Emocutez