21 kwietnia 2015

Koncertowy ultras, czyli jak to było z tą flagą?

Autor: Matka Browar o 15:46 256 komentarze
Fot. ANDRZEJ BANAS / GAZETA KRAKOWSKA

Kochani,
od kilku dni żyję w jakimś totalnie nierealnym świecie. Znacie mnie już trochę i wiecie, że jak się cieszę - to całą sobą, jak smucę - podobnie. Jestem więc od piątku w totalnie ekstatycznym nastroju. Nie potrafię i nie bardzo chcę wrócić do "normalnego" życia. Nie po takich emocjach, po takim wydarzeniu. Mam poczucie przeżycia i dokonania czegoś absolutnie wyjątkowego. W końcu nie codziennie udaje mi się doprowadzić światowej sławy artystę do wzruszenia :)


"And then comes the evening that makes life worth living..."
                                             King Of Bloke And Bird - Robbie Williams


Ale zacznijmy od początku.
Pisałam Wam, że wybieram się na koncert Robbiego Williamsa w Krakowskiej Arenie. Pisałam też, że niecały tydzień przed koncertem postanowiłam sprawić, aby podczas utworu Angels cała Arena zamieniła się w biało-czerwoną flagę. Utworzyłam więc wydarzenie na Facebooku -
Flaga na Koncercie Robbiego Williamsa w Krakowie! - i od razu przyłączyła się do mnie fantastyczna osoba - Asia, zupełnie mi wcześniej obca. We dwie postanowiłyśmy dokonać niemożliwego - dotrzeć z informacją o fladze do jak największej ilości osób, które miały być na koncercie. Wiem - flagi już były. Tą pierwszą, na U2 organizowano w kilka miesięcy. A naszą w tydzień!

Cały tydzień poprzedzający koncert to była nasza totalna mobilizacja. Szczerze przyznam, że nieco zaniedbałam dom, a i dzieci miały mnie trochę mniej niż zwykle... Setki maili, telefonów, wiadomości na FB. W międzyczasie przyłączyła się do nas cała masa fantastycznych, bardzo zaangażowanych osób, które wspierały nas w naszych działaniach.

Pierwszy napisał o nas Onet (dziękuję Kamila!!!), A potem się rozkręciło.
W poniedziałek wieczorem zadzwonił do mnie Darek Maciborek z RMF i poprowadził rozmowę na żywo na temat planowanej akcji - do odsłuchania tutaj:

We wtorek Asia udzielił wywiadu dla Radia KRK.FM:


Pisała też o nas papierowa i internetowa Gazeta Wyborcza, i jeszcze raz Onet, portal Eska.pl, Radio Kraków. Nasze wydarzenie udostępniała Tauron Kraków Arena, Live Nation, Koncertomania, Perfect Vip, AMS, a także Dorota Wellman, Wroclawianin.pl, Regiony-Regionem. Info o wydarzeniu pojawiło się też na stronach: fejsbuka.pl, streamsvid.pl, heyevent.com To nie mogło się nie udać!

W dzień koncertu wzięłam wolne - absolutnie nie wchodziło w grę, abym w ten dzień mogła skupić się na pracy! Od rana kompletowałam zestaw koncertowy, w ramach którego znalazła się oczywiście ryza papieru do rozdania na trybunach.


Na dwie godziny przed koncertem na spontanie stworzyłam banner - który jak się później okazało był jedynym na trybunach. Robbie musiał go widzieć ;) Wtajemniczeni wiedzą, że gdy skończyła mi się czerwona farba i zanim zostałam poratowana jej nową dostawą, do napisu LOVES użyłam ketchupu :P Bo dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych :D


fot.Andrzej Szczepanik

Na koncert wybrałam się z grupą znajomych. Już w drodze towarzyszyły nam ogromne emocje, entuzjazm sięgał zenitu! Już na miejscu przed Areną i w środku rozdaliśmy setki kartek papieru, wtajemniczając nieświadomych w tajniki naszej akcji.
Wydawało się, że mało kto wie o akcji flaga... Prawdę mówiąc byłam przerażona że to wszystko się nie uda, że flaga nie wyjdzie i że będzie gigantyczny blamaż... W tłumie spotkałam znane mi już wirtualnie dziewczyny, które udzielały się w naszym fejsbukowym profilu akcji Flaga i też rozdawały na miejscu kartki. Widziałam w ich oczach motywację i wiedziałam, że jest nas tam więcej - to dało mi nadzieję na powodzenie akcji :)

 Fot. Ewa Korenik


W końcu, po supporcie i długim oczekiwaniu rozbrzmiały pierwsze dźwięki Let me Entertain You. Od tej chwili totalnie się zatraciłam, wpadłam w ekstazę i trwam w niej do dziś!!!
KONCERT był FENOMENALNY, Robbie dał absolutnie mistrzowski pokaz swoich możliwości :) Każdy utwór poprzedzały żarty, opowieści, dialog z publicznością. Nawiązał z nami fantastyczny kontakt i było widać, ze obie strony dobrze się bawią :)

Początek koncertu:



Przy piosence Candy Robbie wyciągnał na scenę jedną z naszych Flagowych zaangażowanych - Karolinę :) SZCZEŚCIARA!!! Do dziś nie może się otrząsnąć i wcale się jej nie dziwię :) Mało kto ma okazję wylądować z Robbiem w łóżku ;)





Przy innym utworze naszej koleżance Justynie udało się wręczyć Robbiemu koszulkę reprezentacji Polski, którą założył i w której odśpiewał połowę koncertu. Robbie zabawnie skomentował nieco przyduży wg siebie rozmiar koszulki, ale wyraźnie mu się podobała. Fantastyczna niespodzianka i zgrabny wstęp do naszej późniejszej akcji :)




Fot.Agnieszka Mrożek

I tak szaleliśmy przez pełne 2 godziny. Ogromne owacje publiczności, uśmiechy Robbiego, basy odczuwane w całym ciele.
Aż nadszedł "koniec". Doskonale znaliśmy setlisty z poprzednich koncertów i wiedzieliśmy, że będą dwa bisy.
Pierwszy z nich - cover Bohemian Rhapsody powalił nas na kolana! Robbie doskonale poradził sobie z tym kultowym utworem i sprawił, że nasz entuzjazm sięgnął zenitu!


I to właśnie wtedy rozbrzmiały pierwsze takty Angels. To właśnie wtedy w górę powędrowały białe i czerwone kartki. To właśnie wtedy moje serce niemal nie wyskoczyło mi z piersi.

TO JEST TA CHWILA!!! 

Przez kilka pierwszych chwil miałam wątpliwości, że to się uda. Ale z każdą sekundą kartek przybywało i powstała autentyczna FLAGA!!!

Photo by ANGEL-FOTO 

"AŚKA, DAŁYŚMY RADĘ!!!!"

Jeśli chcecie usłyszeć moją HISTERYCZNĄ radość z fantastycznie udanej akcji - oto filmik mojego autorstwa. Na końcu słowa Robbiego, który wydawał się być prawdziwie zaskoczony naszą niespodzianką: "Beautiful Poland! Beautiful! That Was such a beautiful surprise!..."


Kiedy usłyszałam jego podziękowania, zawirowało mi w głowie.

Coś takiego się przecież nie zdarza!

A jednak!
Zdarzyło się!
Ja i Asia z ogromnym wsparciem mediów i wielu fantastycznych osób dokonałyśmy niemożliwego!

Płakałam. Nie wstydzę się przyznać, że wręcz zanosiłam się płaczem i dłuuugo nie mogłam się uspokoić.

Ale dopiero gdy w niedzielę zobaczyłam te trzy poniższe filmy, rozpadłam się na milion kawałeczków. To dopiero na nich widać autentyczne zdziwienie, zaskoczenie, a potem zafascynowanie na twarzy Robbiego.

Jego twarz powie Wam wszystko. Zobaczcie jak się rozglądał z niedowierzaniem!!! "WTF?" Rozglądał się po całej hali, bo jak później napisał - na początku myślał, ze to tylko osoby w pierwszych rzędach trzymają czerwone kartki. A potem nagle, w okolicy 1:46 na sali rozbłyskają światła i wszystko staje się jasne :) Okazuje się, że są nas tysiące! Kilkanaście tysięcy :) Autentyczny Szok, niedowierzanie, zdziwienie, wzruszenie? 2:13 i 2:29 to nawet szkliste oczka :) I ten uśmiech w 2:25!!! Ucałowana scena, gesty uznania i piękne słowa podziękowania w naszym kierunku :)



A tu w okolicy 2:16 widać moment, w którym rozbłyskają światła i nagle do Robbiego dociera, że to Cała Arena stała się żywą flagą Polski!




Robbie mówi WOW!
Tu chwilami widać całą arenę. W 2:32 uśmiech, który jest najcudowniejszą nagrodą za nasze starania! W 4:10 pada słowo WOW! A potem raz jeszcze w 5:03 :) I na koniec najwspanialsze podziękowania :)


A tu widać całą Arenę i całą flagę, podziękowania Robbiego też są w całości wraz z fragmentem Angels zaśpiewanym A capella:


A tu chyba najlepiej widać moment w którym rozbłyskają światła:



 Wzruszony Robbie, Fot.Agnieszka Mrożek

 Wzruszony Robbie, Fot.Agnieszka Mrożek

Fot. Iza O-as

TU możecie obejrzeć cały koncert. TU też.

Chyba już rozumiecie, dlaczego wciąż nie mogę dojść do siebie?

Podsumowanie moich emocji: absolutna euforia, totalna histeria i poczucie dokonania czegoś wielkiego! Rozumiecie to? 2 x WOW z ust Robbiego Williamsa. W TYDZIEŃ!

 Niedługo po koncercie na Twitterze Robbiego pojawiły się podziękowania, które mówią wszystko!


Jest jeszcze coś. W sobotę Asia rozmawiała z samym Robbiem na Live Chacie na Upfront. Wiecie co napisał, kiedy dowiedział się, że flaga to jej i moja sprawka?



 BOWS DOWN!!!

Myślicie że po tym wszytskim mogłam spać? A gdzie tam! 
Ale już dzień później wraz z mężem byłam w sobotę na ABSOLUTNIE FANTASTYCZNYM weselu naszych przyjaciół. Młodzi wyglądali jak para z czołówek gazet!


Mój P. pełnił tam rolę świadka i moim zdaniem świetnie z niej wybrnął. Biegał między stolikami, integrował się i prezentował jak model :D A ja na fali pokoncertowych emocji dałam totalnie czadu!!! Do 6 rano niemal nie schodziłam z parkietu, co zresztą było zasługą fantastycznego DJ, świetnej atmosfery i rzeszy starych dobrych znajomych :) Szaleńcy doprowadzili mnie do łez zamawiając Angels z cudowną dedykacją odnośnie koncertu i flagi. Było cudownie! Miałam niespożyte pokłady energii (której w chwili obecnej nieco już brakuje, bo zamiast spać pisze posta i oglądam filmiki z koncertu) i zostałam nazwana wulkanem energii i  petardą :) Po ś.p. mamusi ;) Dzieci zostały z dziadkami, można więc było bezstresowo oddać się szaleństwu :)





A w trakcie wesela miałam znowu gorący telefon z RMF :) Tym razem dzwonił Marcin Jędrych i pytał o efekty akcji Flaga. Tym razem obyło się bez kompromitacji :P Do odsłuchania tu:


Swoją drogą, RMF sucham od 8 klasy podstawówki, bardzo lubię Jędrycha i Maciborka i nigdy bym się nie spodziewała, że będą do mnie wydzwaniać ;) Życie płata figle :D

Kochani, bo życie jest piękne!

Dziękuję wszystkim, którzy w ten weekend przyczynili się do tego, że to czuję. DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!!

A już po  wszystkim o naszej akcji napisała m.in Interia.pl, Dziennik Zachodni, Gazeta Wyborcza, Muzyczne Wędrowanie, Qult Qultury
Więcej zdjęć z koncertu: TU

13 kwietnia 2015

Co może zrobić crazy fanka?

Autor: Matka Browar o 23:40 8 komentarze
Kto mnie zna, ten wie, ze jestem pozytywnie zakręconą wariatką. Że jak się w coś zaangażuję, to pochłania mnie to bez reszty, wchodzę w to całą sobą. Że jak jestem nakręcona, to nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych :)

Właśnie to dzieje się ze mną w ostatnich dniach. W piątek, 17 kwietnia w moim Krakowie zagra mój Robbie Williams. Bilety mam już od listopada, a emocje z każdym dniem coraz silniejsze. I właśnie na fali emocji, w sobotni poranek, niecały tydzień przed koncertem, tuż przed wyjściem do pracy postanowiłam utworzyć na Facebooku wydarzenie "Flaga na Koncercie Robbiego Williamsa w Krakowie!"

O co chodzi? O to, aby zaskoczyć Robbiego! Podczas ostatniej, najbardziej znanej i lubianej piosence ''Angels'' chcemy zamienić Kraków Arenę w ogromną biało-czerwoną flagę! Sprawa jest prosta - kto ma miejsce na trybunach, ten przynosi białe kartki, osoby na płycie i w Inner pit - czerwone. Można zabrać kilka kartek, aby rozdać wokoło, albo nawet ryzę białego lub czerwonego papieru i rozdawać w kolejce. Jeśli nie macie kartek - bierzcie, co tylko macie w odpowiednim kolorze - ręczniki, swetry, chusty. Sprawmy Robbiemu wzruszającą niespodziankę! Niech zapamięta koncert w Krakowie jako wyjątkowy :)

Był to wspólny pomysł mój oraz Asi A. Wyobraźcie sobie - dwie totalnie sobie obce dziewczyny postanawiają zrobić coś razem. I robią! Poruszają przysłowiowe niebo i ziemię, aby mimo weekendu i jedynie kilku dni dzielących je od koncertu dotrzeć z informacją o planowanej akcji do jak największej ilości Fanów Robbiego.
Najpierw napisał o nas Onet.
A potem się posypało.
Nasze wydarzenie udostępniła na swoim FB m.in. Dorota Wellman, Tauron Kraków Arena, organizator koncertu Live Nation Polska, oraz większość sponsorów koncertu - Perfect VIP, AMS, RMF FM, Koncertomania.pl. Udostępniają znajomi, jest coraz większy szum. A dziś, właśnie dziś o 21:30 zadzwonił do mnie sam Darek Maciborek z RMF i na żywo, na antenie wypytał o szczegóły naszej akcji! Mało nie spłonęłam z wrażenia, a moja ostatnia kwestia sprawiła, że śmieje się ze mnie 1/3 Polski, ale co tam ;) Warto!

To się musi udać! Zaskoczymy Robbiego i pokażemy mu, że Polska go uwielbia!
A ja sama sobie pokażę, że coś, co z pozoru wydaje się niemożliwe, jeśli tylko się chce jest realne! Wszystko dzięki zaangażowaniu i zapałowi fanów, zupełnie obcych sobie osób, które skrzyknęły się na Facebooku.
Akcja jest w toku. Jeśli wybieracie się na koncert, lub wybiera się na niego ktoś z Waszych znajomych - zapraszam do naszej FLAGI :)

A oto własnej produkcji fotki Robbiego z koncertu w Berlinie w 2006 roku. Tak, pojechałam dla niego aż do Berlina, wraz z P. :) To był mój prezent imieninowy :D Jednak tym razem tak blisko sceny nie będę... :)










22 marca 2015

Marcowo. Jak feniks z popiołów...?

Autor: Matka Browar o 21:55 13 komentarze
Ostatnio strasznie dużo się u nas dzieje.
Pytacie, dlaczego nie piszę... Otóż nie nie piszę, bo nie mam kiedy... Szyć też nie szyję...
Mam wrażenie, że non stop biegnę - do pracy, w pracy, potem po dzieci, a w domu wcale się nie zatrzymuję - biegam dalej, aż do wieczora. Dobrze mi z tym, że moje dni są tak aktywne, ale gdy nadchodzi wieczór i chwila rozluźnienia - momentalnie padam i ponoć chrapię ;) Tak więc pozostają 2-3 godziny wieczorem, kiedy mam czas dla siebie, dla męża... W tym czasie chciałabym coś poczytać, obejrzeć, porozmawiać, pouczyć się, poćwiczyć, uporządkować parę spraw, zajrzeć na FB... Codzienna pobudka o 5:30 lub 6 motywuje do tego, żeby nie przeciągać wieczorów w nieskończoność... Szkoda że czas nie jest z gumy. Tak więc biegnę. Bieganina trwa też w mojej głowie. Nieustająca gonitwa myśli.
Ostatnio ocknęłam się, że biegnę nawet po galerii handlowej, choć nigdzie nie musiałam się spieszyć.
Taki długodystansowiec się ze mnie zrobił ;)



Sytuacja kadrowa w mojej firmie po raz trzeci w ciągu trzech miesięcy mocno zmieniła kontekst mojej osoby w całej strukturze. Niedawno zaufano mi na tyle, że objęłam kierownictwem jeden z działów. Oprócz poczucia, że wreszcie mnie doceniono oznacza to więcej obowiązków i presję - czy podołam? Sytuacja kadrowa pogarsza się coraz bardziej i nie ma nadziei na to, że cokolwiek w tej kwestii się poprawi. Dlatego całkiem często zdarzają mi się pracujące popołudniówki, soboty, a nawet niedziele. Co na to Przemek? Cóż, nie jest zadowolony... Jednak ja jestem szczęśliwa że pracuję, że każdego dnia moją głowę zaprząta setki spraw nie związanych z domem. Że codziennie mam powód by ładnie wyglądać i wyjść z domu. Wtedy powrót do niego cieszy dużo bardziej :) Chcę się rozwijać, chcę od siebie więcej i więcej. Dlatego w ramach pracy zaczęłam, a właściwie kontynuuję dawno przerwaną naukę języka niemieckiego.






Dzieciaki rosną. Zosia w minioną środę skończyła 3 latka. Z każdym dniem staje się coraz mądrzejszą, rezolutną i ciekawą świata dziewczynką. Mimo moich starań nie jestem w stanie zniwelować jej nieśmiałości i zdystansowania. Po prostu staram się pogodzić z tym, że Zosia ma zupełnie inny charakter niż ja :) Świetnie sobie radzi w przedszkolu, cudownie tańczy i śpiewa, mając z tego wielką frajdę. Kto wie, może kiedyś będzie chciała robić to na większą skalę? Uwielbia też wszelkie zajęcia plastyczne i nieźle sobie z nimi radzi.

I mówi, dużo, pięknie i mądrze mówi :) Zadaje pytania, zapamiętuje odpowiedzi, przetwarza je po swojemu i niekiedy totalnie zaskakuje nas swoimi przemyśleniami. I nie przemija jej miłość do książek. W przedszkolu ma ulubione koleżanki, a zwłaszcza kolegów :D Wkroczyła w okres zachwytu księżniczkami, powoli więc zalewa nas fala gadżetów z Jej wysokość Zosią. Oto kilka fotek z jej trzecich urodzin :)












Staś to totalne przeciwieństwo Zosi. Mały rozkoszny łobuziak, który z uśmiechem na ustach broi patrząc mi prosto w oczy ;) Potrafi nagiąć moją cierpliwość do granic możliwości, ale jak tu się złościć na takiego słodziaka? Ulubieniec Cioć w żłobku, mały żarłoczek, którego wszędzie pełno. Już teraz nie mam obaw - on sobie w życiu poradzi :) Robi się coraz bardziej samodzielny. Wszędzie wejdzie, wspina się na stół, na wc, na wszelkie dostępne wyższe powierzchnie. Wszystkiego musi dotknąć, wszędzie zajrzeć. Coraz więcej rozumie, zna domowe rytuały - sam wyrzuca swoją pieluszkę i chusteczki higieniczne do kosza, próbuje zgniatać nogą puste butelki po wodzie, po powrotu ze spaceru biegnie do łazienki myć rączki. Jest rozumny i pogodny, choć równie mocno potrafi wyrazić swój sprzeciw i niezadowolenie :) W domu nie potrafi się na dłużej przy czymś skupić, w żłobku uczestniczy w zajęciach plastycznych i ponoć słucha Cioć ;) Wciąż nie zgłębiłam wiedzy jak one to robią, bo mnie się to nie udaje... ;)







Szczerze powiem, że wraz z powrotem do pracy mocno odrodziłam się też towarzysko. Średnio raz na tydzień, dwa zaliczam babski wypad - teatr, kino, knajpka, domówka... :) Mocno wspiera mnie w tym mój cudowny mąż, widząc że tego potrzebuję. Zawsze byłam osobą łaknącą obecności innych ludzi i zamknięcie w domu totalnie mi nie służy. Zdecydowanie nie powiedziałabym o sobie, że jestem domatorem. Dlatego P. umożliwia mi te moje wypady, zostając wtedy z maluchami. Dacie wiarę, że w czwartek zapakował dzieci w auto i wywiózł na 4 dni do Kielc, dając mi mój pierwszy odkąd zostałam mamą wolny weekend z wolną chatą? Jasne że skorzystałam - najpierw wypucowałam całe mieszkanie, potem ruszyłam na shopping. W piątek zrobiłam babski wieczór z moimi sąsiadeczkami, z zastawionym pysznościami stołem i z dużą ilością wina :D I co najlepsze, bez przeszkód mogłam ten wieczór odespać do południa :) Wczoraj natomiast balowałam na wieczorze panieńskim na krakowskim Kazimierzu. Same imprezy! Zdjęć nadających się do publikacji nie posiadam - ostatnio i to podupadło ;)
Dziś moja słodka ekipa wróciła :) Trochę się za nimi stęskniłam, ale nie ukrywam, że było mi dobrze przez chwilę samej :) Poczytałam, nadrobiłam serialowo-programowe zaległości i odespałam :)

Jak widzicie - nie nudzę się... Czasem jednak tęsknię za blogiem i za Wami, Waszymi komentarzami i oznakami Waszej sympatii. Nie obiecuję, że będę się pojawiać częściej niż ostatnio. Brak czasu, a często też weny i motywacji powoduje, że Matka Browar odchodzi w zapomnienie. Mam jednak masę sygnałów, że trochę za nią tęsknicie. Miło mi i dziękuję Wam za to, że przez te półtora roku jej istnienia tak ją polubiliście. Będę się starała czasem napisać co u nas.

Tymczasem wiosennie Was pozdrawiam!

09 stycznia 2015

Mama chodzi do pracy a Staś chodzi... CHODZI!

Autor: Matka Browar o 20:38 12 komentarze
Od środy mogę sie wreszcie nazywać pracującą matką ;)
Miło jest wrócić po 3 latach do pracy i przekonać się, że spotkana na korytarzu dziewczyna z działu Kadr pamięta moje imię ;)
Miło jest po 3 latach otworzyć zdeponowane w bibliotecznej szafie pudło oklejone "Graty Pivko", i znaleźć tam swój kubek, podkładkę, kalendarz, długopisy... Ba, nawet kawę, herbatę i oranżadkę w proszku z 2011 roku ;)
Miło stanąć przy zlewie w socjalu czy przed lustrem w WC na zapleczu i poczuć się tak, jakby się w ogóle tego miejsca pracy nie opuszczało - przynajmniej nie na tak długo. Tylko twarz w tym lustrze nieco się zmieniła - wydoroślała, bo przecież nie zestarzała... ;)
Obiady jada się jak zwykle w socjalu, na stole jak zwykle leży lista obecności, na ścianie wiszą grafiki - nic się nie zmieniło.
Choć jednak coś się zmieniło. Nowe osoby. Nowy system, którego jeszcze nie zgłębiłam. Nowe zasady żywienia - nagle trudno znaleźć chętną do poczęstowania się ciastkami ;) Bezglutenowymi! Ale może to tylko postanowienia noworoczne i zaraz pójdą w zapomnienie ;)
No i mój stary pokój nie jest już moim pokojem, a przy moim biurku siedzi teraz kto inny. Ale ja nie mam problemu z dostosowywaniem się do nowych sytuacji. Choć może mój mąż mógłby powiedzieć co innego, bo tylko jego niekiedy spotyka wątpliwy zaszczyt słyszeć moje narzekanie ;) Ale nie tym razem! Bo ja mam teraz przytulne biureczko w pokoju pełnym pozytywnych kobiet :) Zresztą pełno ich w mojej bibliotece, bo przecież bibliotekary to fajne dziewczyny!

Fragment mojego biureczka i rzeczony kubeczek (osiedlowy) z obowiązkową poranną kawką oraz sumo-odstresowywacz - grzecznie przez 3 lata czekał na moje stresy ;)

Cieszę się że wróciłam do pracy. Zamiast spodziewanego stresu w przeddzień i w drodze do pracy pierwszego dnia czułam ekscytację. I słusznie, bo od pierwszych godzin tak wiele się dzieje! Zostałam ekspresowo wciągnięta w wir przeróżnych ciekawych projektów. Po kilku latach nagle mam możliwość przyswojenia sobie ogromu branżowych informacji i nowej terminologii - i to nie w języku ojczystym ;) Nawet nadgodziny już mi się zdarzyły. Niebawem zresztą będą efekty tej wielkiej mobilizacji.
Jestem świadoma, ze czeka mnie masa nauki i tygodnie wdrażania się, bo podczas mojej nieobecności sporo się zmieniło. I fajnie. Chciało by się rzec "Lubię to!". Bo kto mnie zna ten wie, że ja lubię zmiany, lubię kiedy wiele się dzieje. Lubię to, że przez te kilka godzin dziennie nie mam kiedy pomyśleć o domowych obowiązkach :)

Zasypana branżową literaturą


A co do drugiej części tytułu - tak - Staś chodzi. Od kilku dni stawia pierwsze kroczki - z każdym dniem coraz więcej. Na razie max 8 :D Śmieję się, że może z końcem miesiąca przejdzie przez cały pokój ;) Oto dowody:


Cieszę się niezmiernie, bo już martwiło mnie to, że absolutnie nie interesuje go chodzenie. Mały z niego leniuszek w tych sprawach, choć generalnie jest bardzo zwinny. Nie dalej jak wczoraj znalazłam go na klapie od sedesu, usiłującego spuścić wodę. Wspina się na podest Zosi i stara się "myć ręce" w umywalce. Włazi na Ikeowski stolik, próbuje wchodzić na krzesła i lada dzień mu się to uda... Skacze po kanapie, jest po prostu wszędzie! Jest zwinny, ruchliwy i wiecznie uśmiechnięty :)
Taki mój 15 miesięczniak :)


Wraz z tym postem zapowiadam znaczne ograniczenie częstotliwości publikowania nowych postów... Na razie muszę sobie wypracować nową rutynę. Wstaję o 5:30, wieczory więc dramatycznie się skróciły...
I wiecie co? Przez te 2 tygodnie ciszy wcale nie brakowało mi blogowego świata... Bo rodzina. Rodzina to jest siła! Tak dobrze było mi w te święta z rodziną, przyjaciółmi, bez statystyk, bez bezsensownego odświeżania FB i zaglądania gdzieś, bo "a nóż ktoś coś napisał"...
Mam wrażenie, że ten blog skradł mi trochę czasu, który mogłam poświęcić dzieciom, Trochę, bo zwykle pisałam wieczorami, kiedy już spały. Ucierpiało na pewno moje czytelnictwo, znajomość wydarzeń na świecie, filmów oglądactwo... Czy było warto...? Z nowym rokiem mam nowe spojrzenie na pewne sprawy. Chcę odzyskać mój czas z mężem, na czytanie książek i prasy, na filmy i muzykę...
Będę więc pisać. Ale rzadziej.
Tyle na dziś.

 

Matka Browar w Niemczech Copyright © 2010 Designed by Ipietoon Blogger Template Sponsored by Emocutez