Mówią - wracajcie. P. przebąkuje - a może przeniesiemy się do Kielc, wybudujemy tu dom... Dla niego bez różnicy skąd będzie jeździł na lotnisko... Ale ja nie chcę. Kocham Kielce, kocham wszystkie te dobrze znane mi uliczki, budynki, drzewa... Kocham pagórki zwane Psie Górki, które są zaledwie kilkaset metrów od domu mojego taty, a na których uczyłam się jeździć na nartach, szalałam na sankach, na rowerze... Ogromnie lubię spacerować po Kielcach, niezmiernie cieszy mnie rozwój tego miasta - o którym wielu z Was pewnie myśli - dziura jakich mało, nic tam się nie dzieje. Mylicie się, odwiedźcie Kielce a sami się przekonacie jak wiele to miasto ma do zaoferowania. Tak, jestem lokalną patriotką, mimo że podatki od lat płacę w innym mieście, mimo, że w Kielcach prawdopodobnie nie byłoby dla mnie pracy. Urlop macierzyński sprzyja przyjazdom do Kielc na dłużej, niż pełen pośpiechu weekend. Wtedy staram się nacieszyć wszystkim, co moje rodzinne miasto mi oferuje.
Ale nie o tym. Kraków to moje miejsce na ziemi. To tam mam całe grono znajomych, tam chcę wychować moje dzieci. Mimo okropnie zanieczyszczonego powietrza, mimo korków, wysokich cen mieszkań i ziemi, mimo wszystko. Gdybym z jakichś względów musiała wrócić do Kielc to myślałabym o tym, jako o powrocie na tarczy... Pokonana, poddająca się Matka Browar wraca w rodzinne strony, bo potrzebuje pomocy... Nie, to nie moje klimaty, za bardzo lubię się czuć niezależna ;)
Tylko że... kto wie, co los przyniesie...
W wakacje bedziemy i w Krakowie i w Kielcach :) może napatoczymy się na Matkę B. i jej dzieciątka :D
OdpowiedzUsuńZapraszamy i tu i tu! Musimy się dogać bliżej Waszego przyjazdu, a kiedy planujecie odwiedzić nasze strony?
UsuńWażne, żeby dobrze się czuć tam gdzie się mieszka :) Widać to Karków jest Twoim miejscem :)
OdpowiedzUsuńWiesz, to wszystko chyba zależy od tego jak Ty byś się czuła. Jeżeli Ty byś to czuła jako powrót na tarczy to pewnie tak, ale czy rzeczywiście potrzebowałabyś w Kielcach pomocy? Przecież też moglibyście żyć niezależnie, na pewno o niższych kosztach niż w Krakowie.
OdpowiedzUsuńKoszty niższe to fakt, ale z tą pomocą... Wiesz, moja rodzinka bardzo CHCE pomagać :P O niezależność zapewne byłoby więc trudno ;)
Usuńnajlepiej na swoim i najlepiej w innym mieście :)
OdpowiedzUsuńmielismy okazję szaleć w kielcach jeszcze za czasów bez dzietnych. Miasto piękne, rozwijajace się, tak piekne:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wiążecie z nim miłe wspomnienia :)
Usuńoj bardzo miłe:)
UsuńJa nie mam takich doświadczeń, to nie wiem, jak to jest;) Moje miasteczko rodzinne jest 50 km od Lublina, gdzie mieszkam. Mało tego, my obydwoje pracujemy w moim rodzinnym miasteczku więc jesteśmy tam codziennie (ja teraz nie;). W weekendy też czasem jedziemy do taty więc można powiedzieć, że żyjemy i tu i tu.
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, fakt mieszkania z rodzicami jest dla mnie totalną porażką...
OdpowiedzUsuńTu by nawet w grę wchodziła budowa domu lup zakup mieszkania, ale to wciąż to samo miasto ;)
UsuńMam dokładnie to samo, co Ty.... za każdym razem kiedy jadę w rodzinne strony, cieszę się, że tam jestem, widzę to, czego inni na co dzień nie widzą, czyli jakie zmiany i to na dobre w naszym miasteczku zachodzą, ale wiem, że nie chciałabym już tam wrócić.
OdpowiedzUsuńChociaż ja, w przeciwieństwie do Ciebie nadal nie mam swojego kawałka na ziemi. Z racji mężowej pracy, tam gdzie jednostka, tam nasz dom ;)
Rozumiem. Ale pewnie kiedyś gdzieś osiądziecie bardziej na stałe :)
UsuńWyjazd do rodzinnych stron jest super. Tęsknie za swoim miastem :>
OdpowiedzUsuńKielc niestety nie znam, ale też bardzo lubię Kraków.
OdpowiedzUsuńMojito w Dyni nadal takie dobre? :-)
Nie wiem jak w Dyni, ale w Momencie i w Novej tak :P
UsuńTakich Kielc, ja z tych zdjeć, nie znałam
OdpowiedzUsuń