Oj przykro i smutno że ten wspaniały tydzień we Francji tak szybko minął. Nasi cudowni gospodarze - moja Guru i jej fantastyczna rodzinka przeszli samych siebie w goszczeniu nas. Cudowne, celebrowane godzinami wspólne posiłki, zwiedzanie, zabawy naszych dzieciaków, prezenty i masa atrakcji dla dzieci i nas - dorosłych. Będziemy wspominać ten wyjazd baaardzo dobrze.
W domu było nas 8 i dało się żyć :) Wspólne kąpiele 3 dzieci, wspólne mycie zębów, zabawy...
Poza małymi sporami Zosi i Basi obyło się bez konfliktów, większych awantur czy krzyków :) Najśmieszniejsze były właśnie te małe dziewczyńskie spory - dziewczyny miały odmienne zdanie na każdy temat. Często pojawiało się u obu dziewczynek stwierdzenie "to jest moje" i niechęć
do dzielenia się, którą niekiedy udawało się im przezwyciężyć ;) Starsze dzieci spały razem w pokoju i kiedy Zosia zmęczona chciała już zasnąć, Basia na swój uroczy sposób ją zaczepiała, wywołując złość naszej małej nerwuski :) Oczywiście Zosia chciała też naśladować we wszystkim Basię i dużego Stasia. Natomiast mały Staś jak zawsze był po prostu aniołem! Czuł się świetnie w każdej sytuacji, w każdym miejscu, i we z właściwym sobie pozytywnym podejściem do świata albo się śmiał, albo spał ;)
Mieliśmy też okazję zaobserwować jak narodziła się niezwykła więź pomiędzy małym i dużym Stasiem. Nasz maluch śmiał się w głos gdy tylko zobaczył swojego starszego imiennika, a starszy Staś cudownie go zabawiał, rozśmieszał i co chwila powtarzał ze "Stas jest całkiem uroczy, wspaniały, slodziutki itd".
Co robiliśmy przez ten tydzień? Zwiedzaliśmy okolice Saint Germain en Laye - parki, place zabaw, centra zabaw, no i oczywiście Paryż. Beztroska, szczera radość i miłe doznania dla wszystkich zmysłów :)
I wiecie co?
Z dziećmi da się zwiedzać. Wszytko się da :) Ale jest to jednak zupełnie inny rodzaj zwiedzania...
- Noszenie wózka po schodach w tunelach metra nie wyposażonych w windy,
- Karmienie piersią na placu zabaw pod wieża Eiffla, w ogrodach pod Luwrem,
- Zwiedzanie placów zabaw pod Luwrem i wieżą Eiffla,
- Zmiany pieluch w głównych skupiskach turystów ;)
Generalnie tym razem nasze zwiedzanie Paryża ograniczyło się do przedreptania obok największych atrakcji turystycznych. Byłam już tu 2 razy, za każdym razem zwiedzałam i Luwr, Sacre Coeur i Wersal, byłam też na wieży Eiffla... Tak więc tym razem absolutnie nie zależało nam na odwiedzanie muzeów itd. Chciałam jedynie podreptać własnymi ścieżkami z poprzednich wypadów do Paryża, poczuć atmosferę tego miasta, nacieszyć oczy zabytkami z zewnątrz. Udało się i jestem ogromnie wdzięczna mojemu mężowi i dzieciom, że tak to dobrze to znieśli i że umożliwili Matce Browar spełnienie jednego z jen marzeń :)
Wraz z M. powspominaliśmy nasz romantyczny weekend w Paryżu 4 lata temu - udało nam się odnaleźć cudny zaułek pod Nottre Damme, gdzie wtedy zjedliśmy orgazmiczną kolację.
No i oczywiście nie obyło się bez naleśników z nutellą i bananami pod wieżą Eiffla.
Poza tym, z racji mocnego pogorszenia się pogody odwiedziliśmy z dziećmi kilka atrakcji pod dachem. Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu - piękne miejsce,mocno interaktywne, świetne dla dzieci, choć mam wrażenie, że Zosia jest jeszcze nieco za mała na takie atrakcje. W każdym razie wielkie słonie, żyrafy, krokodyle i pingwiny zrobiły na niej wrażenie :)
Odwiedziliśmy też Playmobil FunPark. Mimo, że to miejsce czysto komercyjne, z wyjściem przez sklep Playmobil, to wizyta tam okazała się absolutną frajdą zarówno dla dzieciaków, jak i dla nas :) Przez 3 godziny bawiłam się z Zosia figurkami Playmobil, urządzałyśmy domki, pałace księżniczek, stadniny, wiejskie farmy itd :) Zosi autentycznie Playmobil bardzo przypadł do gustu, mnie zresztą też i mam już koncepcję na prezenty na Dzień Dziecka (gdyby ktoś pytał ;)
Wracając ucięliśmy sobie krótki spacer po ogrodach Wersalu.
Ostatniego wieczora wraz z Karoliną udałyśmy się na tzw. szklankę do Paryża. Towarzyszyła nam GruGruBleBle. Zupełnym przypadkiem udało nam się znaleźć absolutnie fantastyczną miejscówkę tuż przy Centrum Pompidou.
Po raz pierwszy od dawna wyrwałam się na babski wieczór, napiłam się cudownego różowego wina i dzięki dziewczynom oderwałam się od codziennych spraw. W konsekwencji musiałam podać Stasiowi kilka butelek mleka modyfikowanego zamiast cycusia i mało nie zafundowałam sobie zapalenia piersi ;) W każdym razie było warto. A Paryż jest piękny nocą.
W dzień wyjazdu udało nam się jeszcze wyskoczyć na Brokante - plenerowa wyprzedaż gratów, coś jak amerykańskie Garage Sale. Upolowałam kilka cudeniek, np lwa z Lego Duplo za 25 euro centów, z czego jestem mega dumna :D Marny ze mnie bloger, bo zapomniałam zrobić na tym Brokante choć jednej fotki, żeby Wam pokazać jak to wygląda :) W każdym razie dużo wystawców, duuużo ludzi i masa gratów, pierdół i skarbów :) Można upolować naprawdę niezłe cacka i żal mi, że nie ma u nas takiej inicjatywy.
Jeśli zaś o podróż chodzi - dzięki Bogu Krakow i Paryż są połączone autostradami na całej trasie. Jazda jest więc komfortowa, choć kosztowna ;) Moje wspaniałe dzieci zniosły te 16h jazdy - w większości nocnej - po prostu rewelacyjnie. Obyło się bez większego marudzenia, a w razie czego pomagały puzzle i Krecik na tablecie (ale bez przesadnego nadużywania tego sprzętu). Nic tylko z nimi jeździć :D
A teraz co? Praaaanie, tony prania ;)