Jak niejednokrotnie tu pisałam, przestajemy się mieścić na naszych 45m2 i naturalnym jest myślenie o czymś większym. I tu pojawia się problem... Nie wiemy na co się zdecydować.
Oboje dorastaliśmy w domach (choć ja do 8 klasy podstawówki mieszkałam w bloku), ale były to domy w mieście. To nas rozpieściło... Chcemy mieć wszędzie blisko - do sklepów, szkół, kin, do pracy, do centrum... Niestety, ceny działek w Krakowie raczej przekraczają nasze możliwości finansowe - ewentualnie są to tak maleńkie działki, że oprócz trampoliny i grilla nic by się tam nie zmieściło...
Jednocześnie marzy nam się przestrzeń, taras, duży salon, w którym można podjąć całą masę gości, i nie czuć się jak sardynka w puszce. Marzy nam się odzyskanie sypialni, osobne pokoje dla maluchów... Każdy musi mieć w naszym nowym lokum miejsce dla siebie. Dodatkowo, mnie całkiem szalenie marzą się nawet własne marchewki, maliny, truskawki... MNIE! Oczywiście dla Zosi i Stasia koniecznie piaskownica, huśtawka, trampolina, a latem także basen... A do tego dalej chciałabym być częścią zorganizowanej społeczności, a właśnie taka funkcjonuje na naszym osiedlu.
No i bąd tu człowieku mądry - jak to wszystko pogodzić?
Źródło: http://www.wolnymbyc.pl
Opcje są dwie. Jedną z nich jest większe mieszkanie na naszym osiedlu - inna lokalizacja w Krakowie nie wchodzi w grę, przegadaliśmy to już wiele miesięcy temu. Tu mamy przedszkole, żłobek, dużo zieleni, cudownych sąsiadów, blisko do pracy, do szkoły, sklepów. Dlatego tak ciężko myśleć o wyprowadzce stąd... Po prostu wygodnie nam się tu żyje. Lubię nasz osiedlowy park, pogaduchy z sąsiadkami w ramach spacerów, wspólne spacery, wyjazdy, kawki i piwka, nasze wyprzedaże osiedlowe... Na naszym osiedlu są dostępne mieszkania z małymi ogródkami - takimi właśnie na grilla i trampolinę + 2 leżaczki... Minus? Wszyscy sąsiedzi z góry i z naprzeciwka mają Cię jak na dłoni, do tego co jakiś czas musisz być przygotowany na zbieranie ich petów i wyrzuconych w ramach imprezowej fantazji puszek, ciuszków i innych niespodzianek.
Druga opcja - wolnostojący dom w jednym z podkrakowskich miasteczek, z dobrze zorganizowaną infrastrukturą. Mamy już swoje typy, a właściwie jeden typ pięknego, dobrze zorganizowanego miasteczka... Musi być stosunkowo blisko do Krakowa, z dojazdem max pół godziny nawet w korkach, muszą być tam sklepy, przedszkola, szkoły, place zabaw, miejsca na spacery, na niedzielny obiad poza domem, na wypad na lody i kawkę... Chodniki, muszą być chodniki - mówię nie dla życia mojej rodziny w wiosce, miasteczku bez chodników i pobocza. Bezpieczeństwo moich dzieci jest najważniejsze! I muszą być spore siedliska młodych ludzi, z którymi potencjalnie moglibyśmy się zaprzyjaźnić.
W tej opcji jest jeden minus - boję się, że będę się tam czuła osamotniona. Że w razie "W" zabraknie osób, gotowych pomóc. Mój P. często wyjeżdża na kilka dni... Na naszym osiedlu mam kilka osób, które odbiorą mój telefon o każdej porze dnia i nocy, które zaopiekują się dziećmi, gdyby była taka potrzeba. To daje ogromne poczucie bezpieczeństwa i jest wygodne. Nie bez przyczyny nasze osiedle nazywa się Fajny Dom :) Boję się, że gdzieś w małym miasteczku takiej pomocy może zabraknąć... Wszyscy mi mówią, że kto jak kto, ale ja nie mam problemów z nawiązywaniem nowych znajomości. Ale sami wiecie - budowanie takich zacieśnionych relacji trwa. Nie zawsze też trafi się na kogoś, z kim taką relację chce się budować...
Boję się także tej codziennej, rodzinnej logistyki - praca, dom, przedszkole, potem szkoła... Zajęcia pozalekcyjne - angielski, basen, taniec, czy cokolwiek innego. Jak to pogodzić z dojazdami, z korkami. Wiem, że masa ludzi bez problemu to jakoś godzi, ale boję się, że koniec końców będę w tym wymarzonym domu spędzać tylko wieczory i weekendy ;)
I jeszcze całkiem serio boję się reakcji dzieci na wyprowadzkę. Jeśli decydowalibyśmy się na dom - to potrwa przynajmniej 2, a może i 3 lata. Zosia będzie miała wtedy prawie 5 albo 6 lat. Już teraz ma na osiedlu koleżanki i kolegów, za 2-3 lata te więzi będą silniejsze. Jak zareaguje na przeniesienie jej w inne miejsce, do innego przedszkola, gdzie zabraknie znajomych twarzy? Wiem, że nie jest dziewczynką, której łatwo przychodzi nawiązywanie relacji z innymi. Muszę mieć to na uwadze...
Ach, no i lenistwo każe mi bać się odśnieżania, koszenia i wszelkich przydomowych obowiązków :P I kosztów ogrzewania, napraw dachu, elewacji, I ogólnie - przecież dom to wieczna skarbonka. Bo ogrodzenie, bo elewacja, bo zawsze coś... A w bloku stały czynsz z funduszem remontowym załatwia to wszystko...
Źródło: http://www.goodhomeadvisor.com
Nie pytam Cię drogi czytelniku co robić. Ale pytam Cię o Twoje osobiste doświadczenia. Mieszkasz w małym miasteczku? Niedawno się przeprowadziłeś? Jak wygląda Twoja codzienność, rodzinna logistyka? może masz duże mieszkanie na fajnym osiedlu? Jak Ci się żyje, czego Ci brakuje? W
szelkie Wasze osobiste doświadczenia mile widziane :)
Źródło: http://www.homedit.com