28 listopada 2013

Spaaaać...

Autor: Matka Browar o 22:24 11 komentarze
Matka na szybko dzisiaj, bo wypluta i zamierza się wcześniej położyć - jak tylko księciunio postanowi, że czas spać... Coś mu się po tych uzdrowiskowych klimatach poprzestawiało i nie chce spać, a jak już zaśnie to na góra godzinę, również nocą... No i najchętniej byłby na rączkach all the time, ale nie ze mną te numery Stachu... Choć tego posta Matka pisze z synkiem na rękach i z pękającym kręgosłupem...

Wędzidełko już podcięte. Udało się to załatwić wczoraj, szybko i sprawnie. Matka myślała, że to większe aj waj, a to sekunda dosłownie i załatwione. Bez wielkich krzyków, bez krwi, bez problemów. Zobaczymy czy to poprawi sytuację z karmieniem - na razie Staś jest dalej dokarmiany, ale na cycu siedział dziś prawie cały dzień... Niestety na odciąganie laktatorem nie starcza Matce doby, podaje więc małemu mleko modyfikowane...

Z innych nowości - Zosia od wczoraj mówi "tatin kocham, Stasio kocham, baba kocham, dziadzia kocham". Mama kocham powie dopiero, jak się upomnę ;) Mówi też: "mama zieua" jak ziewam, "Tocha obiadek, mama obiadek" kiedy jemy obiad, "Stasin pacze, Stasin przykryć" kiedy Staś płacze albo trzeba go przykryć kocykiem, bo się rozkopał itd. Z dnia na dzień dosłownie podwaja zasób słownictwa! No i godzinami rozpracowuje Ulicę Czereśniową i Mamoko - z Matką oczywiście ;) Odnajdujemy coraz mniejsze szczególiki, liczymy jabłka, szukamy zaginionych butów i rękawiczek i mamy przy tym ogromną frajdę :) Już nie mogę się doczekać jak św. Mikołaj przyniesie kolejne części Ulicy Czereśniowej :P




26 listopada 2013

Nie ma jak w domu (wariatów)...

Autor: Matka Browar o 14:54 28 komentarze
Matka melduje, ze od wczoraj jesteśmy już w domku.
Wyniki badań Stasia nieco się poprawiły i nie wykazały niczego bardzo niepokojącego. Generalnie diagnoza jest taka, że Staś przez swoje zbyt krótkie wędzidełko nie ssał piersi na tyle efektywnie, żeby się porządnie najadać, co doprowadziło do "łagodnego niedożywienia białkowo-energetycznego". Niezmiennie jestem w szoku, bo wszędzie i wszyscy nam mówili, jak to Staś pięknie przybiera... Ale synuś rośnie, potrzebuje coraz więcej jeść, a nie był w stanie wyssać tyle, co potrzeba. Możliwe więc, że dlatego od tygodnia tak płakał - z głodu, a Matka na to nie wpadła... Dodatkowo nieprawidłowe ssanie piersi powodowało połykanie powietrza, przez co cały brzuszek ma zagazowany... Zalecono nam na to Esputicon i na razie pomaga. Gazy odchodzą często i szczerze powiedziawszy, nie powstydził by się ich stary chłop po kapuśniaku ;)
Matkę poinstruowano, ze dopóki nie rozwiążemy problemu wędzidełka (a mam plan zająć się tym jak najszybciej), powinna dokarmiać Stasia. W miarę możliwości odciągniętym własnym pokarmem, ewentualnie mlekiem modyfikowanym. O ile w szpitalu Matka odciągała mleczko kilka razy dziennie, o tyle w domu, przy dwójce szkrabów jest zwyczajnie trudniej o czas na to. Dodatkowo, przez te wszystkie stresy trafił się jakiś cholerny kryzys laktacyjny, a Staś poznając łatwość ssania butelki wyraźnie woli ją od piersi... Oby to wszystko minęło po podcięciu wędzidełka, bo Matka ma giga doła... Karmienie piersią to jest coś, czego nie chcę jeszcze długo zaprzestać... Napiszecie mi tu, że najważniejsze jest zdrowie Stasia, że dzieci karmione butelką też są szczęśliwe itd, itp. Wszytko to rozumiem. Ale ja tak bardzo chcę karmić piersią, w tej chwili zależy mi na tym jak na niczym innym... Nie potrafię wyjaśnić dlaczego tak bardzo mi na tym zależy, ale po prostu nie wyobrażam sobie już, teraz zamknąć ten etap w moim i synka życiu... Chcę być mu potrzebna, bo butlę może podać mu każdy...
No i Matka ma zalecenie przejścia na dietę bezmleczną. Żegnajcie więc jogurciki, kawo z mleczkiem, masełko osełkowe, serku mascarpone, parmezanie i wszystko, co na tym oparte... Ale damy radę, czego się nie robi dla dobra dziecka :)

Mamy też zalecenia kontrolować wątrobę Stasia, bo najprawdopodobniej coś jej jednak dolega - jak zapisano - "nieokreślona choroba wątroby". W piątek odbierzemy kolejne wyniki badań, m.in. na cytomegalię, toxoplazmozę, TSH itd, być może one coś wykażą. Za tydzień wizyta w poradni hepatologicznej i pewnie systematycznie będziemy ten temat zgłębiać. Na wątrobę przepisano nam Essentiale Forte. No i dodatkowo żelazo. I Cebion Multi.

W domu znowu dom wariatów. M. musiał wyjechać, Matka została więc sama z maluchami. Zosia pod Matki nieobecność znów się rozbestwiła i chwila minie, zanim Matka doprowadzi ją do ładu... To, kryzys laktacyjny, debilna pogoda, tęsknota za mężem, nawał domowych obowiązków, problemy zdrowotne Stasia i zwyczajne zmęczenie powoduje, ze Matka ma kryzys psychiczny jak z Pucka do Zakopanego...




23 listopada 2013

Projekt Samo_Się - vol. 3 - Staś nie lubi... Staś uwielbia...

Autor: Matka Browar o 22:00 24 komentarze
Wyjątkowo Samo_Siowego posta przyszło nam tworzyć w szpitalu. Dziś mija trzeci dzień naszego pobytu w tym "wysokiej klasy SPA", i nadal nie wiemy co Stasiowi dolega.

Postara się Matka jednak jak najwiarygodniej oddać to, co Stasio lubi, a czego nie w myśl hasła przewodniego trzeciego tygodnia projektu  - "Niemowlak nie lubi, niemowlak uwielbia". Wydawałoby się, że taki niespełna 7 tygodniowy człowiek nie ma jeszcze swoich upodobań i antypatii. Nic bardziej mylnego!

Otóż Staś zdecydowanie nie przepada za swoją kołyską... Przecież dużo fajniej jest spać przy Matkowej piersi, na jej brzuchu, na rączkach, i oczywiście razem z Mamą. Albo chociaż w leżaczku-bujaczku lub w wózku. Taki mały, a już rozpieszczony ;) 

Nie należy także do fanów głośnych i nagłych dźwięków - na przykład spadających na podłogę drewnianych klocków. Jednak starsza siostra Zosia systematycznie dba o takie atrakcje ;) 

Synek nie lubi także samej czynności wiązania chusty, ale kto by lubił, gdyby z każdej strony dociągano go płachtą materiału do cielska innego stworzenia? 

Do tego, mimo wielkiej miłości do kąpieli niestety Staś jest wrogiem czynności okołokąpielowych: wyciągania z wody, wycierania, balsamowania i ubierania.

W szpitalnych realiach nie podpasowały mu za to wielkie, szklane flachy, którymi dokarmia się tu dzieci. Matce też nie przypadły do gustu - PRL w czystej postaci...


Co natomiast nasz Mały Książę lubi? Otóż bardzo lubi do snu być otulony miękkim kocykiem aż po sam nosek.

Kiedy jest juz dobrze zawiązany uwielbia także chodzić w chuście - momentalnie zasypia, a Matka ma wolne ręce i może podbijać świat ;) 

Jak na pieszczocha przystało Staś bardzo lubi być na rączkach i tak zwiedzać świat. Konfiguracja może być różna - oblatywanie świata niczym samolot też jest super!

Cudownie jest też spać przy piersi, albo na wspomnianym brzuchu mamy. 

Nasz mały czyścioszek  wprost uwielbia kąpiel, delektuje się nią, rozluźnia i wycisza. Najbardziej przy obmywaniu główki ciepłą wodą.

Staś z zaciekawieniem potrafi słuchać kiedy recytuje mu się wiersze - a najbardziej wsłuchuje się w "Daktyle" Danuty Wawiłow.

Jeśli chodzi o inne doznania słuchowe, wyśmienicie uspokaja go dźwięk nalewanej do wanienki wody, suszarki, a także odkurzacza - także z mp3 http://youtu.be/toHZf3Y9Uls

Pięknie wodzi wzrokiem za grzechotką, wpatruje się w zabawki - np w smoka od kochanej Karoliny (Guru) z bloga http://kloceksznurekdeska.blogspot.com

Jego zainteresowanie budzą także pierwsze książeczki kontrastowe.


A jeśli zaś chodzi o podróże - te małe i te duże - Stasio bardzo lubi spacery w wózku i przejażdżki autem. Śpi wtedy smacznie jak suseł!

Taki własnie jest nasz Mały Książę :)


21 listopada 2013

S jak szpital

Autor: Matka Browar o 16:22 19 komentarze
Sprawy mają się tak, że jesteśmy ze Stasiem w szpitalu. Nic poważniejszego od ostatniego Matkowego postu się nie podziało, ale wczoraj nasza pediatra po obejrzeniu Stasia i jego wyników postanowiła, że najsensowniej będzie skierować nas do szpitala. Zamiast włuczyć się po kolejnych poradniach raz a porządnie zrobią mu diagnostykę i może dowiemy się co mu jest... Matka oczywiście się zestresowała, ale tak chyba faktycznie będzie najlepiej... 
Przyjęli nas i stwierdzili, że może Stasio za mało je i trzeba mu rozepchać żołądek... Na razie zaraz po piersi dostał Mleko modyfikowane (zjadł 40ml), a jak. P. przywiezie laktator będę mu odciągać mleczko i dawać po tym jak zje pierś... Dziwne to troche bo wszędzie nam mówili że ładnie przybiera (średnio 35g na dobę)... Ale kłócić się nie będę. 
A w szpitalu jakby mi dziecko podmienili, śpi i nie płacze! Czyżby to warunki domowe go tak irytowały? Mały wrażliwiec z mojego synka...? Okaże się po powrocie do domu. A kiedy on nastąpi na razie nie wiadomo, bo dopiero na jutro planowane są pobrania krwi, usg brzuszka itd. Dziś tylko mocz pobrali i kazali się karmić "pod korek".
Matka oczywiście zostaje w tym "wysokiej klasy hotelu" razem z synkiem. P. udało się skrócić wyjazd służbowy i wrócił wczoraj wieczorem, bo przecież była jeszcze kwestia co zrobić z Zosią... Na szczęście praca P. pozwala mu na pracowanie z domu, tzw Home office, więc może być z Zosią w domu. Warunki dla rodziców są tu bez rewelacji - rozkładany, twardy fotel-leżak, własny śpiwór oraz jasiek :) A za prześcieradło służy nasza chusta :) Damy radę!
A Zosia jest absolutnie cudowna... Dziś ponoć co chwila woła "Stasin, nie ma!" A wczoraj totalnie Matkę rozczuliła... Mówię jej, że Stasia boli brzuszek, dlatego płacze. A ona poleciała do kaloryfera, zgarnęła z niego termofor, który się tam suszył mówiąc "Stasin Beee" (termofor ma wyszyte owieczki) i położyła go Stasiowi na brzuszku... Urocza starsza siostra!
Oprócz tego Matka się pochwali, że Zosia rozróżnia już co jest małe i duże, pokazuje i mówi "maji, maje, duji, duje". Rozróżnia figury geometryczne i mówi koi na trójkąt, koło, kaat na kwadrat, cece na serce ;) Dumna Matka!

Stasio w SPA, Stasio ogląda książeczkę oraz wypasione łoże Matki:



19 listopada 2013

Matka zmęczona, Matka zatroskana

Autor: Matka Browar o 21:53 17 komentarze
Uff, dzieci śpią, wreszcie chwila ciszy i spokoju... Delektuję się więc tym stanem i popijam zieloną herbatkę...
Matka została wczoraj sama z dziećmi i taki stan rzeczy potrwa aż do piątku. Lekko nie jest, bo Staś w ciągu dnia strasznie się meczy. Jak tylko nie śpi to płacze, Matka kombinuje więc żeby nie osiwieć - trochę nosi, trochę chustuje, przenosi z maty na bujaczek, z bujaczka do kołyski i tak w kółko... Przykro Matce troszkę, bo przez to wszystko Zosia jest nieco poszkodowana - często to ona musi poczekać, a jak wiadomo, do cierpliwych nie należy... Są więc chwile, że śmiało można by określić to co się u nas dzieje domem wariatów...

Wczoraj odebraliśmy powtórzone wyniki prób wątrobowych Stasia. Niestety poziom AST znacząco wzrósł... Po długiej rozmowie telefonicznej z Poradnią Hepatologiczną w Szpitalu Jana Pawła II (jedna dziecięca Hepatologiczna w Krakowie) udało się Matce umówić wizytę na 3 grudnia... Cudem jakimś, bo panie przekazywały sobie słuchawkę z rąk do rąk mówiąc, że nie ma już terminów, że kontrakt z NFZ wyczerpany... W końcu słuchawka trafiła do pani doktor i ona się nad nami ulitowała... Jednak do 3 grudnia jeszcze daleko, dlatego za namową siostry mojego P. jutro mamy wizytę prywatną. Pewnie zostaną nam zlecone kolejne badania i wtedy już z kompletem wyników 3 grudnia stawimy się w Poradni...

Matka musi powiedzieć, ze się porządnie zmartwiła... co się dzieje z moim synkiem? Postanowiłam jednak nie czytać w Internecie co takie wyniki mogą oznaczać, bo doskonale wiem, że wyczytać można wszytko i tylko się zdenerwować - czasem całkiem niepotrzebnie. W każdym razie Staś całymi dniami płacze... Za to nocki są zadziwiająco spokojne i całkiem ładnie śpi. Pobudki mamy ok 23 i 3-4, a od 5 do 8 co godzina. Nad ranem zaczyna stękać przez sen... Za to dziś w nocy Zosia budziła się 3 razy - te zęby chyba nigdy nie wyjdą... Generalnie Zosia jest słodka i kochana, ale miewa napady złości, uporu, buntu i płaczu. Zwykle wtedy, kiedy się spieszymy. Matka znalazła jednak metodę - odwołuję się do koleżanek i kolegów Zosi i opowiadam jej, że one już wykonały daną czynność. Np.: Ignaś już śpi, Natalka już śpi... Aruś już dawno się ubrał i poszedł na spacer, a Zosia dalej w domku... Najczęściej działa, a przynajmniej pomaga odwrócić jej uwagę od powodu histerii ;)

Do tego dziś zaliczyliśmy kontrolę bioderek Stacha. Wszystko ok, nawet ponownej kontroli już nie potrzebujemy - chociaż to jest ok ;) A wracając do domu Matka zajechała do Biedronki i kupiła fajowe puzzle gigant z Kubusiem Puchatkiem - będą dla Zosi pod choinkę :) I  jeszcze inne, przestrzenne, w kształcie wieży Eiffla. Tez będą na prezent, choć Matka sama by je chętnie ułożyła :D

Wybaczcie brak entuzjazmu, ale Matka czuje się dziś nieco pokonana przez dzieci, na dodatek zmaga się z czymś migrenopodobnym... Organizmu nie da się oszukać, wszak pracuje ostatnio na najwyższych obrotach...

17 listopada 2013

Projekt Samo_Się - tydzień drugi

Autor: Matka Browar o 22:14 17 komentarze

Drugi tydzień Projektu Samo_Się upływający pod hasłem „Pamiątka z dzieciństwa” dał Matce kopa i stał się inspiracją do stworzenia czegoś naprawdę fajnego. Matka do ostatniej chwili myślała, że wyrobi się z realizacją swojego BIG pomysłu. Niestety okazało się, że zgromadzenie potrzebnych materiałów zajmie więcej czasu niż na początku się wydawało. Nic to – pomysł tak czy siak zostanie zrealizowany, tyle że nieco później, a Wy drogie mamy i inni czytelnicy zostaniecie o tym poinformowani na moim blogu. 
Poniżej jedynie zajawka :D Wygląda to na razie licho, ale będzie tego dużo więcej! Dojdzie test ciążowy, bransoletka ze szpitala, kartki z gratulacjami, balonik IT'S A BOY! od przyjaciół i inne cuda. A i pudełko będzie wyglądało (Matka ma taką nadzieję) duuużo ciekawiej :) Matka ma koncepcję jego ozdobienia i ma nadzieję, że w Stachowi w przyszłości się spodoba :) 
 

Poślizg w realizacji BIG planu nie oznacza jednak, że Matka w tym tygodniu nie zrobiła niczego w ramach projektu :) Przeciwnie – właśnie w tym tygodniu został uwieczniony odcisk małej stópki i rączki naszego Małego Księcia – Stasia. Docelowo, po wyschnięciu zostanie on oprawiony w taką oto ramkę:
 
 Źródło: http://www.odciskbobasa.pl

A tak wyglądał proces tworzenia odcisku. Trochę było problemów z wykonaniem ładnego odcisku, były więc 2 podejścia. Obyło się bez burdello-bum-bum, a glinka łatwo się zmyła z rączki i nóżki Stasia :) 





16 listopada 2013

Szlachetne zdrowie, jakże Cię trzeba cenić...

Autor: Matka Browar o 16:08 19 komentarze
Tak jak zapowiadałam, wczoraj ze Stasiem trafiliśmy do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego na Prokocimiu. Cóż to za smutne miejsce... Olbrzymi, niszczejący moloch z rozjeżdżonym, za ciasnym parkingiem. No i przede wszystkim z nieprzebranymi rzeszami chorych maluchów.. Szczerze mówiąc czułam się tam potwornie i wróciłam do domu z refleksją, że dopóki nasze dziecko poważnie nie choruje naprawdę jesteśmy szczęściarzami... Ostatecznie pokonał mnie widok kilkulatka po chemioterapii, na wózku, z maseczką antybakteryjną na buzi. Jak on tęsknie patrzył w stronę bawiących się nieopodal dzieci... Tylko patrzył, ale jego oczy mówiły wszystko... A słowa mamy brzmiały jak wyrok "Synku, wiesz że nie możesz...". Nie mogłąm przestać o nim myśleć, o tym dlaczego nie mógł się bawić z dziećmi (zapewne z powodu obniżonej po chemioterapii odporności), co właściwie go spotkało i dlaczego właśnie jego. Dlaczego dzieci muszą chorować? To, jakie tłumy siedziały w poczekalni przed Poradnią Kardiologiczną, Kardiochirurgiczną było wprost niewyobrażalne... Takie małe serduszka, a już potrzebują leczenia.To samo z poradnią Onkologii i Hematologii Dziecięcej. Serce się kraje...
 Plus za to, ze w poczekalni co kawałek ustawione są kąciki zabaw. Aż mam ochotę następnym razem zostawić tam kilka nieużywanych przez Zosię zabawek - bo są w nich niemal same misie + przekładanki z Ikei.
Co do naszej wizyty - po 2h czekania w poczekalni udało nam się dostać do gabinetu. Pani dr tylko rzuciła okiem na oczko Stasia i orzekła, że to zatkany kanalik. Na moje protesty i pytania, dlaczego w takim razie nastąpiła chwilowa poprawa po kropelkach Tobrosopt została mi wytłumaczona i rozrysowana budowa oka oraz jak to się dzieje, że oko łzawi i ropieje. Wyznaczono nam termin zabiegu na za 2 tygodnie, 29 listopada, a ja do tego czasu mam się zastanowić, czy wyrażam na  niego zgodę. No i mam zagwózdkę... Faszerować Stasia kolejnymi antybiotykami, masować kanalik, i liczyć na to, że coś kiedyś pomoże, czy pozwolić, żeby 2 obce osoby trzymały moje dziecko i zadawały mu ból, sama tymczasem stojąc za drzwiami? Choć może dla Was wybór byłby oczywisty - dla mnie nie jest...

Jeszcze przed Poradnią Okulistyczną odwiedziliśmy naszą przychodnię, gdzie Stasiowi pobrano krew z paluszka. To już czwarty raz od wyjścia ze szpitala... Upłakał się biedaczek, ale kto by nie protestował kiedy obca kobieta trzymałaby jego palec i upuszczała powoli po 1 kropelce krwi... Wyniki w poniedziałek i wtedy okaże się, czy przyjmą nas w Poradni Hepatologicznej.

Sam pacjent natomiast zaczyna broić ;) Chyba niezauważalnie i niepostrzeżenie udało nam się go rozpieścić bo choć właściwie go nie nosimy, od 2 dni tylko tego się domaga... Czeka mnie więc odzwyczajanie synka noszenia i bujania przy akompaniamencie wrzasków ;)
Tym ciekawiej się to zapowiada, że w poniedziałek P. wyjeżdża na 5 dni :D



14 listopada 2013

NFZ - no comment

Autor: Matka Browar o 21:59 25 komentarze
Znowu wszystko zdominowały sprawy zdrowotne.
Wczoraj Matka była ze Stachem na kontroli w Poradni Patologii Noworodka. Niby wszystko ok, pięknie nam malec przybiera - 250g i 1,5 cm w tydzień. I pomyśleć, że jeszcze niedawno martwiłam się że mam mleko super ekstra slim...
Ostatnio pobrano nam tam krew na bilirubinę i próby wątrobowe. Ta pierwsza spada, ale próby wyszły podwyższone... Pediatra stwierdził, że może to być skutek podwyższonej bilirubiny lub jakiejś infekcji, ale że on nie może tego sprawdzić, bo od przyszłego tygodnia poradnia nie przyjmuje już pacjentów. Powód? Okazuje się, że wyczerpano już tam limit wizyt na ten rok, tzn skończyła im się pula wizyt zakontraktowanych z NFZ i zwyczajnie już na ten rok nie przyjmują... Kochany NFZ po raz pierwszy...
Jednak pan doktor uznał, że powinniśmy te wyniki skontrolować i wypisał skierowanie do Poradni Hepatologicznej. I tu zaczynają się schody. Taka poradnia dla dzieci jest w Krakowie jedna. I co? Tam też już na ten rok nie przyjmują... I love You NFZ po raz drugi...
Jednak po moich zawodzeniach i dzięki wrodzonemu darowi przekonywania pani powiedziała, że postara się nas zarejestrować, ale najpierw musimy powtórzyć wyniki. W tym celu musimy mieć skierowanie z naszej przychodni rejonowej...

Po drugie - oczko, które 3 tygodnie temu wyleczyliśmy kropelkami znów zaczęło ropieć. Pediatra powiedział, że nic już więcej w tej sprawie nie wymyśli i musimy iść z tym do okulisty. Udało mi się umówić Stasia prywatnie, ale NA 26 LISTOPADA!!! Biedak miałby się męczyć z ropiejącym oczkiem przez 1,5 tygodnia? No way... Matka znowu więc złapała za telefon i obdzwoniła wszystkie krakowskie poradnie okulistyczne dla dzieci. I usłyszała to samo - że kontrakt z NFZ już wykorzystany i nie umawiają. NFZ rządzi!!! Ale po dłuugiej rozmowie z jedną z pań udało się zarejestrować Stasia w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym na Prokocimiu, na JUTRO. Bo taki malutki, bo prawie wcześniak ;) Warunek? Skierowanie od naszego pediatry. Którego oczywiście nie mieliśmy...

Matka wysłała więc P.  po oba skierowania do naszej przychodni z dokładnymi instrukcjami co i komu ma powiedzieć :) P. stanął na wysokości zadania, choć jak mówi, nie bardzo rozumiał co pani doktor do niego mówiła ;)

Tak więc jutro mamy dzień bojowy. Raniutko wyruszamy całą familią do przychodni na pobranie krwi Stasia (czwarte od wyjścia ze szpitala...), potem odwozimy P. do pracy i wracamy do domu. Wyjątkowo na 9 przyjdzie niania, przejmie Zosię, a Matka ze Stachem pojedzie do przyszpitalnej poradni okulistycznej..
Uff.

Ach, i jeszcze taka mała refleksja. Po jaką cholerę co miesiąc wraz z P. płacimy grube pieniądze na składki, skoro przy każdej możliwej jest problem z zarejestrowaniem naszego synka gdziekolwiek? Sami leczymy się prywatnie, NFZ trzepie więc na nas grubą kasę, nie dając nic w zamian... Chory system.
Refleksja druga. Coś czuję, że nasz mały Staszek postanowił przeczołgać mamuśkę po wszelkich poradniach specjalistycznych ;) Z Zosią takich problemów nie było - oprócz pediatry odwiedziłyśmy jedynie dermatologa...

Ale pojeździ Matka po Krakowie, po narzeka na NFZ, podyskutuje w rejestracjach - byleby tylko Stasinek zdrowy był!

12 listopada 2013

Sam na sam z maluchami

Autor: Matka Browar o 15:32 21 komentarze
Od wczoraj jesteśmy z maluchami sami w domu. Tatuś pojechał w delegację, bo kiedyś przecież musiał wrócić do normalnego funkcjonowania zawodowego. On tam sobie odpoczywa w hotelowym zaciszu, a Matka próbuje nie dać się zwariować :D
Generalnie nie ma tragedii :) Wszystko zależy od organizacji i jakoś Matce to nawet wychodzi, choć oczywiście są momenty, w których opadają ręce. Zosia po weekendzie znowu lekko zbuntowana i prowokuje niektóre nerwowe sytuacje. Matka liczy do 10, głęboko oddycha i stara się nie wybuchnąć ;)
Klasycznie najciekawszy był wieczór i poranek, bo wtedy najwięcej rzeczy do ogarnięcia. Pora kąpielowo-kolacyjno-usypiająca była nieco chaotyczna i opatrzona krzykami a to Stasia, a to Zosi. Staś postanowił spowodować zdecydowanie większe zużycie szarego mydła, na szczęście tuż przed kąpielą, natomiast kiedy dzieci były już gotowe do spania Zosia wsadziłą rękę do wanienki i umoczyła rękaw aż do łokcia. Trzeba było ją przebrać w suchą piżamkę, co skutkowało syreną Stasia, bo przecież gentleman głodny po kąpieli. W końcu jednak oboje całkiem sprawnie usnęli i Matka mogła delektować się spokojnym i cichym wieczorem.
Noc upłynęła bez komplikacji. Natomiast rano dzieci chyba zmówiły się, że będą razem ćwiczyć wokal. No i znowu szare mydło było w ruchu... W czasie kiedy przebierałam Stasia Zosia postanowiła, że NATYCHMIAST chce wyjść z krzesełka do karmienia - jadła kaszkę na śniadanie. Tak więc przy akompaniamencie krzyków przebieranego Stasia uznała, że i ona się dołączy :D Ciężki to wybór, przed dokonaniem którego Matka stawała już wielokrotnie: który rozkrzyczany maluch musi tym razem poczekać...

Poza tym wczoraj mieliśmy gości. Przyjechał chrzestny Zosi z rodzinką. Matka upiekła szybkie ciacha z ciasta francuskiego i brzoskwiń, bo nie było czasu na bardziej skomplikowane działania kuchenne. Zosia fantastycznie bawiła się z 8 letnią kuzynką Julką, a wszystko to obserwowała 8 miesięczna Natalka. Były też prezenty - Staś dostał grzechotkę, kolejną książeczkę z kontrastami i śliczne ciuszki (na większe rozmiary - jak fajnie że ciotka pomyślała! :D), a Zosia uroczą bluzeczkę i Puzzle Czu-Czu. Widziałam je na Targach książki i były na liście życzeń pod choinkę. Są fantastyczne! Ułożone już ze 3 razy (Zosia ma frajdę z trafiania puzzlem w puzzel, ale jeszcze nie ogarnia, że powinny do siebie pasować także obrazkiem :)).




źródło: sieć

A teraz Matka biegnie prasować i oglądać Chirurgów. No i zbliża się kolejny wieczór - trzymajcie kciuki :D

10 listopada 2013

Weekend, zakupy i nominacja

Autor: Matka Browar o 22:09 24 komentarze
Mocno rodzinny weekend w toku - wszystko robimy razem :)
Wczoraj zaliczyliśmy pierwsze wspólne zakupy w galerii handlowej oraz pyszny obiad we włoskiej knajpce. Staś większość przespał, ale pod koniec obudził się głodny, z imponującym jak na taką małą osóbkę wrzaskiem. Matka odbyła więc rajd na obcasach do pokoju matki z dzieckiem, manewrując wózkiem podwójnym przez pół galerii ;) Wesoło było!

I musi się Matka pochwalić, ze wczoraj nieco odświeżyła swoją garderobę. Wszystko przez kupon na 25% zniżki w Reserved. A że od dawna Matka nic sobie nie kupiła - bo ciąża, a ciążowe ciuchy miała z poprzedniej ciąży - tak teraz sobie nie żałowała. Więc przybyło w szafie kilka fajnych ciuszków - nie ma to jak sprawić sobie coś ładnego. Oto część matkowych zdobyczy:

Źródło powyższych zdjęć: Reserved.pl
 
Niestety jednak nie wszystko podoba się P. - szaleństwa panny Zofii nie pozwoliły mu podziwiać mnie w przymierzalni ;) Bo Zośka moi drodzy miała wczoraj dzień rozrabiaka...

W ogóle to Matka ma wrażenie, że dzieciaki z powodu weekendowej obecności tatusia postanowiły mocno urozmaicić nam czas ;) Zosi wróciły ataki złości (po co ja ją chwaliłam ;)), a w środku nocy z piątku na sobotę przez 2 godziny bawiła się, śmiała i gadała... Staś natomiast chciałby cały czas być na rękach albo przy piersi ;) Ewentualnie drzemać na moim brzuchu. Inaczej okazuje swoje niezadowolenie w wiadomy sposób :) I choć przytulamy się dużo i często i uwielbiamy to oboje, Matka musi przecież robić także inne rzeczy - np zajmować się Zosią, domem, mężem... Delikatnie próbuję więc syna resocjalizować...
Ciekawe jak będzie od jutra, bo jutro P. po raz pierwszy od porodu wyjeżdża w kilkudniową podróż służbową. Matka zostaje więc sama z latoroślami ;)

A na koniec - Matka została nominowana przez Mamę Filipa do The Versatile Blogger Awards, za co serdecznie dziękuje. Zasady są proste - muszę zdradzić Wam 7 rzeczy, których jeszcze o mnie nie wiecie.
No to zaczynamy:


1. Noszę szkła kontaktowe
2. Książki i albumy na zdjęcia na półkach u mnie w domu muszą być poukładane od największej do najmniejszej. Za każdym razem, kiedy P. lub Zosia porządek ten zaburzą - poprawiam ;)
3. Z zawodu jestem bibliotekarką
4. Uwielbiam wino i tęsknię za bezstresową możliwością jego spożywania...
5. W podstawówce nosiłam ksywkę Kapitan Gogli ;)
6. Na świadectwie maturalnym mam dwie tróje - z chemii i fizyki :)
7. Dawno temu chciałam, aby mój synek miał na imię Tobiasz :P

A oto moje nominacje:
1. http://gabrysiowamama.blogspot.com/
2. http://matka-pod-napieciem.blogspot.com/
3. http://dookoladziecka.blogspot.com/
4. http://pamietnikkobietki.blogspot.com/
5. http://anciamamcia.blogspot.com/
6. http://sissi1910.blogspot.com/
7. http://kasiamazosie.blogspot.com/

 

08 listopada 2013

Samo_Się - Stasiowe zabawy z Matką

Autor: Matka Browar o 16:15 18 komentarze
Upływa pierwszy tydzień Projektu Samo_Się - projektu nastawionego na rozwój dzieci do roku, na kreatywną i dobrą zabawę. Tydzień ten ma myśl przewodnią "Zabawy z mamą i tatą". Długo przyszło Matce zastanawiać się, jakie zabawy przedstawi w swojej relacji z tego tygodnia. Koniec końców postanowiła nie kombinować, tylko pokazać Wam, jak na co dzień wygłupia się ze swoim miesięcznym synkiem Stasiem.

Chyba pierwszą, naturalną czynnością w zabawie z takim maluszkiem jest przytulanie się do niego. Kocham, więc przytulam. Okazywanie dziecku czułości wpływa na jego rozwój i poczucie bezpieczeństwa, może nawet mieć znaczenie terapeutyczne! Nie bez przyczyny mamom wcześniaków zaleca się kangurowanie, czyli przytulanie „skórą do skóry”.


Oczywiście przy przytulaniu nie da się nie wycałować takiego słodkiego maluszka :)

Nasze buźki wciąż są blisko, możemy więc pokusić się o zabawę w "noski eskimoski" i pocierać naszym noskiem o nosek, bródkę, policzki dzieciaczka. Staś bardzo lubi ten rodzaj zabawy :)


Czas na poznawanie siebie na wzajem.
Bierzemy łapkę maluszka i dotykamy nią swojego nosa, policzków, włosów... Dotyk odgrywa bardzo istotną rolę w poznawaniu świata przez niemowlę, można nawet powiedzieć, że niemowlę odbiera świat głównie przez skórę. Warto więc pomagać mu w poznaniu najbliższego otoczenia. A kto jest mu bliższy, jak nie my?



 Kolejnym krokiem jest u nas zabawa na kształt znanej wszystkim „Sroczka kaszkę warzyła”. Masujemy wnętrze dłoni dziecka, co je uspokaja, ale także uwrażliwia wnętrze dłoni. Można przy tym mówić dziecku czułe słówka, a nawet śpiewać - maluch pewnie nam wybaczy ;)


Podobnie bawimy się ze stópkami - masujemy, całujemy, delikatnie łaskoczemy i ugniatamy nimi swoją twarz :) 


Matka lubi też wygłupiać się i robić tzw. pierdzioszki ;) W rączki, nóżki, w brzuszek - czemu nie?


No i który rodzić nie wygłupiał się mówiąc do swojego dziecka "A GUUU"? W naszych zabawach też nie mogło tego zabraknąć! Tak jak i dmuchania w Stasiową twarz :)


W naszym domu muzyka towarzyszy nam przez cały dzień. Dlatego jedną z zabaw ze Stasiem jest także taniec. Ponoć taniec z dzieckiem na ręku  wspiera rozwój jego mięśni, równowagi oraz wielu zmysłów. Ciepło maminego ciała i jego kołysanie zapewniają maluchowi wrażenia podobne do tych, jakie przeżywał, będąc jeszcze w brzuszku.


Tak właśnie Matka bawi się ze Stasiem.
Wszystkie te zabawy wykonywałam oczywiście delikatnie, łagodnymi ruchami, dbając o poczucie bezpieczeństwa Stasia :)

07 listopada 2013

Pierwsza miesięcznica i zabawy z ryżem w roli głównej

Autor: Matka Browar o 22:08 9 komentarze
Dziś mija dokładnie miesiąc jak Staś jest z nami. Wprost trudno w to uwierzyć, bo wydaje się jakby to było raptem kilka dni temu... A tu proszę, mój syn właśnie awansował i nie jest już noworodkiem, tylko niemowlakiem! Zresztą widać jak przez ten miesiąc się zmienił. Nie jest już kupeczką kosteczek obciągniętych skórą - z paluszków zrobiły się urocze serdelki, a udka, ramionka i pośladki tez nabrały ciałka i już "jest za co złapać" ;) Ciuszki, w których jeszcze niedawno stópki znajdowały się w miejscu kolan, teraz leżą idealnie i zaraz będą za małe. Synalek coraz częściej patrzy już nie w nicość, ale na coś konkretnego i to całkiem przytomnie. A wczoraj Matka po raz pierwszy doznała uczucia, ze jej synek się jej przygląda :D

Swój pierwszy miesiąc Staś świętował w kawiarni - Matka miała dziś babskie wyjście z sąsiadkami. Bez dzieci, ale Staś jeszcze zbyt cyckowy, żeby go zostawić z tatusiem. Zresztą przespał całe 3 godziny plotkowania - grzeczny synuś daje Matce wyżyć się towarzysko :)





 

Wczoraj mieliśmy wizytę w Poradni Patologii Noworodka. Skierowano nas tam przez te wszystkie przygody zdrowotne w pierwszych dobach życia Stasia. Wizyta wypadła dobrze, Staś ma wszystkie odruchy prawidłowe, jest symetryczny, silny i pięknie dźwiga główkę :) No i bardzo ładnie przybiera - 37g na dobę :D Poza tym wszystkich zachwyca swoją czupryną ;) Pobrano mu krew na bilirubinę, bo nadal jest nieco żółty i za tydzień mamy się stawić do kontroli.

Matka jest też pełna radości z powodu poprawy w zachowaniu Zosi. Bardzo prawdopodobne, że jej bunt miał bezpośredni związek z pobytem taty w domu, bo odkąd P. wrócił do pracy Zosia jest znowu moją uroczą, słodką dziewczynką :) Nagle zniknęły problemy z przewijaniem, ubieraniem, chodzeniem spać, jedzeniem... Pojawiła się za to większa niż wcześniej chęć samodzielnego wykonywania wielu czynności, np jedzenia. Nie ma ataków złości, są ewentualnie chwilowe demonstracje własnego zdania, odmiennego niż moje ;) I ogromna czułość dla brata! Koleżanki mówią, ze córa poczuła, że skoro znowu jest z mamą sam na sam (plus Staś), to nie ma co z Mamuśką zadzierać ;) Coś w tym jest, bo z nas dwojga to Tata jest tym bardziej pobłażliwym...

Poniżej jeszcze kilka fotek z zabawy, którą zaczerpnęłam z bloga mojej Guru - http://kloceksznurekdeska.blogspot.com/ Zosia wczoraj i dziś ponad godzinę w wielkim skupieniu przesypywała ryż z miski do kubeczka, dzbanuszkiem do kieliszka, łyżeczką do filiżanki itp :) A ile było przy tym frajdy! Idealna zabawa na deszczowe popołudnie :) A bałagan, którego wszyscy się obawiają - znikomy, jedynie w najbliższym otoczeniu stoliczka :)





06 listopada 2013

Czego nie potrafi sobie odmówić Matka Browar?

Autor: Matka Browar o 15:33 19 komentarze
Sisi Paris zaprosiłaMatkę do zabawy, która polega na odpowiedzi na pytanie: Jakiej przyjemności nie potrafisz sobie odmówić ?
No to ruszamy :)

Książki - ale to już wiecie :) Matka kocha nie tylko czytać książki, ale także je kupować - po prostu musi mieć własne egzemplarze ulubionych tytułów. Od jakiegoś czasu jest też posiadaczką czytnika e-booków Kindle i bardzo go lubi, jednak nigdy nie zastąpi on książek papierowych. Okazuje się, że nawet przy 2 dzieci da się znaleźć czas na czytanie - dla chcącego nic trudnego. W każdym razie jednego z kupionych na Targach Książki Archerów pochłonęłam już w 2/3 (oj, daleko Matce do dawnych, bezdzietnych osiągów ;)).

Seriale - Głównie zagraniczne. Z racji braku czasu obecnie tylko 2, kiedyś bywało duuużo więcej. Nie ma siły, która by Matkę odciągnęła od obejrzenia najnowszego odcinka Grey's Anatomy albo Dextera w dzień, dwa po jego emisji w USA. No chyba, że brak internetu ;) Nie powiem, lubię też obejrzeć polskich Lekarzy, Przepis na życie, Rodzinkę.pl, a czasem nawet Na Wspólnej. Z racji zakończenia Dextera czas poszukać czegoś nowego - co polecacie?

Słodycze - No cóż, Matka wiele razy próbowała hamować się przed myszkowaniem po szafkach w poszukiwaniu słodyczy, ba, nawet ich nie kupować. Bezskutecznie. Słodycze lubią Matkę, a ona je i chyba czas przestać z tym walczyć ;) Tyle chociaż dobrego, że ostatnio często Matka ma ochotę na pieczenie, a zawsze to domowe ciacho zdrowsze od kupnego - przynajmniej wiemy co jemy ;) A właśnie teraz Matka zagryza biszkopty, przepijając kolejnym swym nałogiem:

Kawa - Kawa to zdecydowanie jedna z miłości mojego życia. Matka nie wyobrażała sobie zacząć pracy inaczej niż od kubka czarnej, mocnej kawy parzonej - jej zapach i aromat rozkręcał mnie na cały dzień :) Natomiast teraz, kiedy Matka jest udomowiona, najcudowniejszym momentem na kawowy relaks jest chwila, kiedy dzieci śpią - około 14. Kawę Matka popijała także w obu ciążach - lekarze nigdy nie widzieli przeciwwskazań. I pije również karmiąc. Staś kompletnie na kofeinę nie reaguję. Obecnie Matka pije kawę rozpuszczalną z mlekiem lub białą kawkę z naszego ekspresu na kapsułki. Do tego posypka Kotanyi Karmel i wanilia :D

Całusy w główki moich szkrabów - dwa pachnące małe łebki - jeden biały, drugi czarny. Aż proszą się, żeby je co chwila całować!  

Rozmowy, przytulańce i spędzanie czasu z P. - moim mężem, przyjacielem, powiernikiem :) Wspólne wieczory, choć nie zawsze w pełni przegadane... Jednak cudownie jest mieć go obok, na wyciągnięcie ręki :)

Jedzenie na mieście - generalnie dobre jedzenie. Najlepiej jak ktoś je poda, a potem pozmywa - a więc na mieście :) Cudownie jest od czasu do czasu wyskoczyć do fajnej knajpki, odkryć jakieś nowe miejsce, nowy smak... Zosia nigdy nie stanowiła tu przeszkody, a Staś też ma już za sobą pierwszy pobyt we włoskiej restauracji :)


 

Spotkania z przyjaciółmi - u nas, u nich, na spacerze, w knajpce - wszystko jedno. Ważne, żeby pielęgnować nasze przyjaźnie :) Matka nie wyobraża sobie życia bez spotkań towarzyskich i cieszy się, że macierzyństwo tego nie zmieniło. Ba, Matka poznała nawet więcej fantastycznych osób - głównie mamusiek :) A dzieci naszych przyjaciół stają się przyjaciółmi naszej Zosi :)

Chyba to by było na tyle :)


 

Matka Browar w Niemczech Copyright © 2010 Designed by Ipietoon Blogger Template Sponsored by Emocutez