Ale wiecie, nie takiego, które przejawia się "dobrymi radami" typu "Daj mu cyca, na pewno jest głodny", albo "Załóż jej czapeczkę, no jak to tak niemowlę z gołą głową???". Takiego realnego wsparcia, dzięki któremu poczuje, że ze swoimi wątpliwościami, smutkami, radościami, ale i frustracjami nie jest sama. Wszak pojawienie się na świecie dziecka i zmiana życiowej roli z żony/partnerki na matkę to niebagatelna sprawa... Trzeba powiedzieć to jasno - całe życie wywraca się nam do góry nogami! W mediach macierzyństwo jawi się jako nieprzemijający błogostan, źródło nieustającej radości. Róż, bociany i piękne oblicza oraz ciałka mamy i dzidziusia... Rzeczywistość jest jednak zgoła inna - oprócz tych wszystkich cudownych chwil jest też masa gorszych. Męczy nas brak snu, obolałe ciało, popękane sutki, krwawienie z dróg rodnych... Do tego dziecko płacze i ciągnie cyca 20h/dobę, a my czujemy się jak chodząca pierś, która nie ma czasu spokojnie zjeść czy wziąć prysznic.
Szczęściary z tych młodych mam, które w takich chwilach mogą liczyć na pomoc własnej mamy, teściowej, siostry czy kogokolwiek z rodziny... Ale nie każda ma takiego farta. I może nie odkryję tym stwierdzeniem Ameryki, ale w takich chwilach potrzebny jest nam nasz partner, mąż - ktoś bliski... Idealnie, jeśli rozumie nas i nasze rozterki, naszą burzę hormonów, fontanny łez w mgnieniu oka zmieniające się w szalony śmiech i dziką radość. Idealnie, jeśli garnie się do pomocy przy dziecku i wyręcza nas domowych obowiązkach. Idealnie, jeśli ugotuje nam zdrowy i lekkostrawny obiad i zabawi dzieciaczka w czasie, kiedy my spokojnie ten posiłek konsumujemy. Idealnie, jeśli uspokaja nas, pociesza i daje ukojenie w objęciach swych silnych ramion... A co my możemy dla niego zrobić? Pozwolić mu na to!!! Nie odtrącać jego pomocy, nie wydzierać mu z rąk noworodka z hasłem "ja to zrobię lepiej" na ustach...
Matka ma to ogromne szczęście, że posiada taki właśnie mocno wspierający egzemplarz. Chwała mu za to!
A co, jeśli nasz facet nie jest taki super? Co jeśli w ogóle go nie ma, albo nie ma na tyle często, że jesteśmy ze wszystkim same...?
Matka się przyzna, że jeszcze od czasów ciąży jest stałą bywalczynią pewnego rówieśniczego forum internetowego. Zajrzała tam raz, szukając dziewczyn z podobnym terminem porodu i została do dziś. Najpierw wspólnie przeżywałyśmy każdy kolejny dzień ciąży - rosnące brzuszki a w nich nasze fasolki, przyrost kilogramów, wyniki badań, zdjęcia USG... Dzieliłyśmy się listami wyprawkowymi, pomysłami na zabicie zimowej nudy, na urządzenie dziecięcych pokoików, robiłyśmy castingi na najładniejsze imiona dla bobasów :) Cieszyłyśmy się z tego co nas łączy, ale także wspierałyśmy się w ciężkich, a nawet i tragicznych momentach... Wspólnie odliczałyśmy do porodów, świętowałyśmy każdy nowy trymestr, studniówki, a potem narodziny każdego z marcowych maluchów. Na tym się nie skończyło. Już z dziećmi po drugiej stronie brzuszków opisywałyśmy swoje przeżycia związane z porodem i dzieliłyśmy się radościami, frustracjami i wątpliwościami związanymi z opieką nad tymi kruchymi istotkami. Spotykałyśmy się, choć jesteśmy rozrzucone po całej Polsce. Wspólnie świętowałyśmy roczki naszych dzieci (niejednokrotnie w realu), wymieniałyśmy się pomysłami na ciekawe i rozwojowe prezenty gwiazdkowe, roczkowe itp... I tak to trawa do dziś. Dziś 5 z nas jest znowu w ciąży, z czego 3 "lada dzień" rodzą, a na świecie są już 2 dziewczynki z drugiego forumowego pokolenia.
Matka doskonale wie, ile czasu pożera jej to forum - minus przecież zajrzeć na nie kilka razy dziennie i nadrobić wszystko, żeby wiedzieć, co u dziewczyn i ich maluszków słychać. Ale nie zamieniłaby Matka tego na nic innego! To dzięki forum przeżyła te wszystkie cięższe chwile swojego macierzyństwa, to na forum znalazła mnóstwo wsparcia, zrozumienia i porad jak postępować w wielu sytuacjach.
Tak wiec dla mnie wspierający mąż + forum rówieśnicze okazało się sposobem na szczęśliwe i zrównoważone macierzyństwo.
A jaki jest Wasz sposób?
(fot. Jupiterimages)
Ja do społeczności internetowej dołączyłam jak Maluch już był troszkę na świecie, ale widzę jak bardzo tego potrzebowałam. Potrzebowałam się zwyczajnie wyżalić, wypłakać, ale i pochwalić. Jak to pomaga zachować równowagę.
OdpowiedzUsuńMój mąż właśnie taki jest - angażuje się w opiekę nad córką na równi ze mną. U nas nie ma czegoś takiego "jestem zmęczony po pracy, więc rozwalę się przed TV". Przychodzi z pracy i zajmuje się dzieckiem - karmi, przewija, bawi się, wspólnie kąpiemy. W nocy, a raczej rano, bo 6:00 to dla mnie noc:p, to on wstaje do córki, przewija i karmi.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o forum, ja też byłam na e-mama, a teraz przeniosłyśmy się na fejsbuka do tajnej grupy. :-) Fajna sprawa.
My z http://mjakmama24.dlarodzinki.pl też wyemigrowałyśmy na tajne forum :) Żeby pozostać już tylko w swoim gronie - zbyt intymne rzeczy tam opisujemy, żeby ktoś "obcy" nas podczytywał...
UsuńMój mąż też z tych fajnych, będących dla mnie oparciem i prawdziwym partnerem.
OdpowiedzUsuńI na pewnym forum również poznałam 'koleżanki z porodówki' i z wieloma z nich utrzymuję cały czas kontakt, kilka z nich poznałam osobiście. To super sprawa mieć z kim pogadać o kupce, zupce i o tym, że czasem masz ochotę wyskoczyć przez okno. Bo kto nie zrozumie cię lepiej jak druga mamuśka :)
Dokładnie :) czasem po prostu człowiek chce sie wyzalic, albo pochwalic nowym zabkiem i nie koniecznie chce zarzucać takimi treściami znajomych na FB :) takie forum to idealna sprawa i pomaga sobie uświadomić, ze nie jestemy dziwolagami czy wyrodnymi matkami frustrującymi sie np przy karmieniu, a nasze dziecko najniegrzeczniejszym dzieckiem na świecie ;)
UsuńA tak, ja na jednym takim forum (pewnie tym samym, bo chyba największym;) przesiedziałam całą ciążę i pierwsze 3 miesiące życia Gaby. Teraz jakoś straciłam serce do pisania tam, wiele osób się wykruszyło i trzeba przyznać, że czasu jest o wiele mniej... Jakoś blog bardziej mnie teraz zajmuje ;) Ale forumowe kontakty są nie do przecenienia - można ponarzekać, wyżalić się, ale i uspokoić, porównać doświadczenia i dowiedzieć wielu przydatnych rzeczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
gabi-mum.blogspot.com
Ja jeszcze nie znalazłam sposobu i przy pierwszym dziecku było naprawdę ciężko. Nie miał kto pomóc, a i maż niewiele rozumiał. Teraz jest już lepiej i jak na razie wiem jedno, nie ma co się spinać, robić wszystkiego dla wszystkich, a zapominać o sobie. Odrobina egoizmu wyjdzie całej powiększonej rodzinie na dobre :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się :) Sama jestem dosyć mocną egoistką, więc to chyba zdrowe podejście :)
Usuń