Szlag Matkę trafia, bo za oknem mokro, szaro, buro i ponuro,
a my obie z Zośką zasmarkane. Oznacza to niestety jedno – cały dzień spędzamy w
domu. To najgoooorsze dla Matki przekleństwo, bo co można robić z rozbrykaną
18-stomiesięczną panienką na tak małej przestrzeni? Jak długo można układać
Lego Duplo, przeglądać książeczki, opiekować się lalą i robić „zakupy w
warzywniaku”? A niestety – z racji pory roku i naszej sytuacji rodzinnej, która
jak wiecie, zaraz ulegnie zmianie – zapowiada się wiele takich dni…
Bo moi drodzy, Matka to jest z tych, co mogą mieć bałagan w
domu i obiad zrobiony w trymiga, ale dziecko musi być wywietrzone. I za cholerę
nie rozumie przedkładania np. porządku w domu albo trzydaniowego obiadu nad
dotlenienie i wybieganie się malucha… Przecież same tego zalety - nie dość, że dzień
szybciej mija, a dziecko się rozwija poznając świat inny niż przysłowiowe 4
ściany, to i taki wywietrzony berbeć łatwiej potem zasypia. Dlatego cały sezon
wiosenno-letni wraz z Zośką przebywałyśmy na dworze dwa razy dziennie, w sumie
po ok. 5 godzin… W lecie pewnie nawet i dłużej. Zośka szczęśliwa, bo
pozawiązywała masę podwórkowych przyjaźni -ma już nawet za sobą pierwsze
pocałunki w krzakach ;) Matka akceptuje wybranka – szarmancki typ, i nawet
pozwalał Zośce bawić się swoją kosiarką :D Latorośl ponadto nauczyła się robić
babki z piasku, samodzielnie włazić po drabince na zjeżdżalnię, jeździć na
biegowym trójkołowcu (boski wynalazek)… Pokochała zbieranie kamyczków i liści,
bieganie za piłką na osiedlowym boisku, podglądanie panów budowlańców
pracujących przy kolejnym etapie osiedla… Poznała dźwięk samolotu i nauczyła się
odnajdywać te małe ruchome punkty na niebie, dowiedziała się co to dźwig/żuraw
i teraz na każdy napotkany pokazuje palcem, krzycząc przy tym „DZIK!”.
A Matka – jakby nie było – też szczęśliwa, bo mogła w tym
samym czasie przebywać w towarzystwie innych matek/babć/niań i po prostu
pogadać. No i chcąc nie chcąc – fundowała sobie tym samym codzienną porcję aktywności
fizycznej, bo za Zośką to trzeba czasem pobiegać ;)
Może to wszystko wynika z tego, że Matka jako dziecko – choć
mieszkała w bloku – też całe dnie spędzała na podwórku... Łaziła z chłopakami
po drzewach, budowała zamki z piasku, robiła sekrety ze szkiełek i mleczy,
grała w gumę i w klasy, w ganianego i w dwa ognie… Nie siedziała przed
telewizorem ani komputerem, tak jak to teraz dzieci mają w zwyczaju.
Kurcze, drogie mamy i drodzy tatowie – wszystko więc w
naszych rękach. Nie wychowujmy otyłych socjopatów uzależnionych od telewizora,
komputera i tableta. Wyjdźmy z dzieciakami na spacer, na rower, na plac zabaw, do parku… Zróbmy coś dla ich
rozwoju, aktywności i formy fizycznej… Nauczmy je poznawać otaczający je świat
i pokażmy, jaką można mieć z tego radość. To od nas zależy, jakie w przyszłości
będą nasze maluchy!
Zośka w plenerze:
Współczuje i ŻŻyczę drówka, my byłyśmy ostatnio chore ale już wyzdrowiałyśmy.
OdpowiedzUsuńSuper malutak , widzę że też lubi hello kitty ;)
Pozdrawiam i zapraszam
nasza-trojka.blogspot.com
My nawet z (małym) przeziębieniem staramy się wychodzić, pod warunkiem, że gorączki nie ma.
OdpowiedzUsuńNo i również jestem zdania, że solidna porcja tlenu wszystkim wychodzi na dobre! :)
Popieram. Żeby tylko szybciej przyszła wiosna.
OdpowiedzUsuńJak się syn zrobił ciekawski to sam się na dwór rwie. A czternaście miesięcy skończy niedługo. Ja też staram się z nim wychodzić jak najczęściej, ale niestety pogoda nie zawsze pozwoli. Ale wtedy staram się jechać do znajomych z dziećmi. Co by się mój "dzieć" wymęczył zabawą :)
OdpowiedzUsuńU nas z kolei jakaś gorączka niewiadomego pochodzenia i mała mi cały dzień na rękach spędziła, mam nadzieję, że noc będzie spokojna.. Szybkiego przegonienia kataru życzę!
OdpowiedzUsuńA apel popieram! My pogoda, niepogoda wychodzimy na dwór. Jak pada to kalosze i płaszcz/parasolka i idziemy. I czasami gdy były chłodniejsze dni w lecie dziwiłam się, że jesteśmy bardzo nielicznymi spacerowiczkami...
Ach, ja to się cieszę na tę pogodę. W lato chodziłam na spacery z przyzwoitości i nie za długie, bo nie lubię słońca i ciepła. Wolę chłodek, lekki wiater i słońce za chmurą. :) Teraz to chodzimy, jeździmy i zwiedzamy. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak dużo nas tu tych długo-spacerujących :)
OdpowiedzUsuńMooonik, a dla Was zdróweczka!
a nam deszcz nie straszny i łyknelismy troche spaceru wczoraj..:) pomijam fakt, że zlało nas niemiłosiernie, zanim dotoczylismy się do domu, ale warto było:) my wogole nie mamy telewizora, więc dla nas ten problem nie istnieje, a matka to ciążowy łazik, więc i Miłosz sie nauczył:)
OdpowiedzUsuń