W każdym razie Matka całkiem nieźle sobie poradziła. Oj, były oczywiście chwile zwątpienia, jak np. tuż przed kąpielą, kiedy oba dziecka uderzyły w ryk. Poza tym Zosia okropnie zachowywała się przy kąpieli Stasia... Wywalała wszystko z szafek, mało nie wylała wody z wanienki, rzucała się na podłogę, waliła w drzwi i uskuteczniała tym podobną dzicz. Przez chwilę była jednak spokojna - myjąc maleńkie stópki Stasia ;) Muszę znaleźć jakieś rozwiązanie na takie samotne wieczory, bo przecież samej w mieszkaniu podczas kąpieli Stacha jej nie zostawię... Niby wszystko co niebezpieczne jest pozabezpieczane przed jej małymi rączkami, ale kto wie co jej strzeli do głowy.
Usypianie obojga poszło gładko i Matka mogła delektować się wolnym wieczorem. Nocą na szczęście też obije byli łaskawi. Rano natomiast wrócił P. i przez większość soboty odsypiał balangę w pokoju dziecinnym. Zwątpienie u Matki pojawiło się jeszcze przy zbieraniu się na spacer - Matka myślała, że nigdy nie opuścimy murów mieszkania... Kupka tu, kupka tam, tego trzeba dokarmić, ta krzyczy bo nie chce ubrać butów... Ale udało się ;) Spacer też się udał - jak fajnie mieć sympatyczne sąsiadki z dziećmi w wieku Zośki :D
W niedzielę natomiast odwiedzili nas teściowie i przywieźli masę prezentów dla naszych maluchów. Część z nich to dary od rodziny i przyjaciół moich teściów z okazji narodzin Stasia. Piękne ciuszki na różne rozmiary :D Zosia natomiast stała się posiadaczką kolejnego pudełka kredek świecowych, kolorowanki i 2 bloków rysunkowych. Bo muszę Wam powiedzieć, że z Zochy rośnie artystka ;) Z upodobaniem rysuje, a z jeszcze większym upodobaniem maltretuje nas o rysowanie. Wszystko byłoby fajnie, ale zwykle wymaga rysowania wciąż jednego kształtu - "koło koło!" rozlega się w około ;)
Weekend uważam za udany (poza tym, że Stasia od 2h męczy brzuszek...) :) Piękną wiosnę mamy tej jesieni! Poniżej zdjęcia z dzisiejszego spacerku :) P. nie chciał się ujawnić ;)
A na koniec Mały Książe:
Kochana, mój wielki szacun! Podziwiam, jak radzisz sobie z dwójką małych dzieci... Nie wiem, czy bym podołała.
OdpowiedzUsuńZawsze z niecierpliwością czekam na Twój post, lubię czytać Twoje wpisy. :) Tak fajnie, lekko piszesz!
Dzięki, bardzo mi miło :)
UsuńA z dwójką nie mam wyjścia - muszę sobie radzić ;)
A co by sobie Matka miała nie poradzić :) Choć zapewne było to okupione bólem głowy co? A wiosna rzeczywiście piękna! U nas dzisiaj 24 stopnie pokazał termometr! Ale nic nie skorzystaliśmy bo imieniny teściowej :(
OdpowiedzUsuń+ Zajrzyj kochana na e-maila :)
Dzielna Matka dała radę! :)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem jakbym sobie z dwójką dała radę.
Aniu wiem co czujesz w takich chwilach "samotności" z dwójką dzieci ;-) Pocieszę Cię że pięknie sobie radzisz i w końcu tak opanujesz kwestie kąpania i spacerów, że będzie to mistrzostwo. Wiem co mówię, bo trenuję już prawie 2 lata z moimi chłopakami, a uwierz mi poranne zbieranie się do pracy i żłobka przerabiam codziennie w towarzystwie tylko tych małych łobuzów :-)
OdpowiedzUsuńPodziwiam;) Mi się czasem wydaje, że przy jednym mam za mało rąk.
OdpowiedzUsuńŚliczne te Twoje dzieciaczki. Zosia urocza blondyneczka, a Staś słodziutki i taki podobny do Ciebie;)
gratulacje faktycznie pierwszy chrzest bojowy zaliczony na celujący z plusem! :):)
OdpowiedzUsuńwiedziałam,że dasz radę :D
ja też korzystałam z córcią i mężem z uroków jesiennego słoneczka w weekend :) zapraszam nowa notka ;*
Dziękuję za wiarę w moje możliwości :D
UsuńSłodki Książe :)
OdpowiedzUsuńJa też podziwiam, marzy mi się dwójka, ale czasem jak widzę jak ciężko mają mamy z większą ilością dzieci to się grubo zastanawiam :)
Wiesz, tak generalnie, patrząc na całe życie, to lepiej jest mieć rodzeństwo niż go nie mieć - weź to pod uwagę :) Zawsze to raźniej iść przez życie :)
UsuńNo bo kto, jak nie Ty da sobie radę?!
OdpowiedzUsuńWiara czyni cuda ;)
Usuń