Ale spotkałam w ten weekend kogoś, kto uświadomił mi, że wszystko co robię wydaje się takie mało ważne, mało istotne. Owszem, wychowuję dzieci, wychowuję dwóch członków naszego społeczeństwa i w dużej mierze to właśnie ode mnie zależy jakimi będą ludźmi. To ogromnie ważne, to wielkie wyzwanie.
Ale tak patrząc na całokształt mojej osoby - czy osiągnęłam coś wielkiego? Czy choć raz naprawdę zawalczyłam sama ze sobą, ze swoimi słabościami? No dobra, poród bez znieczulenia może podchodzić pod walkę ze słabościami, niech będzie że potraktuję siebie nieco ulgowo.
Mimo to mam wrażenie, że powinnam więcej, że powinnam mocniej, że powinnam lepiej. I jeśli tylko zechcę - jest to w moim zasięgu.
Przedstawię Wam kogoś.
To Leontjis Romanovskis, 74-letni Łotysz.
Co w nim niezwykłego? Otóż ten siwy mężczyzna 11 lat temu, po śmierci swojej żony postanowił objechać Europę na rowerze. Co roku, od maja do października ciągnie za sobą skonstruowaną przez siebie przyczepkę pełną niezbędnych do przeżycia szpargałów, pokonując dziennie około 100 km. Nocuje w namiocie na napotkanym po drodze skrawku trawy, korzysta z dobrej woli napotkanych ludzi. Zjechał już całą Europę, pokonał - jeśli dobrze pamiętam jego opowieść - 60 tysięcy kilometrów. Był wszędzie tam, gdzie ja chciałabym być ;) - we Włoszech, w Belgii, Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, San Marino, przemierzył Alpy, objechał wulkany Etna i Wezuwiusz. Siła i determinacja, jaka drzemie w tym można rzec staruszku są godne podziwu. Nie pokonała go przebyta i wyleczona własnymi sposobami cukrzyca. Ciężkie Alpy nie stanowiły dla niego przeszkody. Nawet dwukrotne zamknięcie go w areszcie we Włoszech i liczne napaście nie zniechęciły go do sposobu życia, jaki sobie narzucił.
Mój tata spotkał tego niezwykłego podróżnika podczas spaceru po kieleckim Rynku. Po chwili rozmowy zaprosił go do siebie na kolację i na nocleg. Leontjis skorzystał, jednak zamiast wygodnego łóżka wybrał skrawek trawnika w samym kącie ogrodu i tam rozbił swój namiot. Namiot w namiocie - ciekawy sposób na uniknięcie przeciekania podczas deszczu i na izolację od wiatru. I tak nocował przez trzy kolejne noce, podkreślając, że dawno tak się nie wysypiał i dawno nie czuł się tak bezpiecznie. Zwykle bowiem śpi jednym okiem, bo swój namiot rozbija na publicznych trawnikach - między blokami, przy muzeach,w centrach miast... Tu natomiast trafiła mu się ogrodzona posesja, trawnik na tyłach domu, osłonięty od drogi. Załapał się na grilla w gronie rodzinnym - przyniósł ze sobą 3 szampany. Kiedy moja siostra przetłumaczyła mu na 4 języki kartkę z informacją kim jest, co robi i z prośbą o datki - odwdzięczył się jej 10 czekoladami, każda inna. Dobry, miły człowiek z wielkim sercem. Ciepły, z niesamowitym dystansem do siebie i wspaniałym poczuciu humoru. Z ogromnym darem do przekazywania swoich przygód łamanym języku polsko-łotewsko-rosyjskim :) Dobrze nastawiony do życia.
A tu rowerowy pojazd z namiotem rozbitym przy naszym boisku do koszykówki ;)
Przez 3 dni jadał z nami śniadania i kolacje, w ciągu dnia natomiast zwiedzał region na użyczonym przez
mojego tatę rowerze mojej siostry, swój dobytek zostawiając na naszym podwórku. W sobotę rano wyjechał w stronę Krakowa, a w niedzielę popołudniu wracając do domu mijaliśmy go pod Słomnikami. Niech mu się darzy w tej dalszej podróży - zdaje się, że kolejnym celem miała być Budapeszt.
Co ciekawe, mimo pokonywania dziennie blisko 100 km ten niezwykły rowerzysta nie wygląda i nie pachnie źle ;) Koszula odprasowana i czysta, czysta twarz, ręce, włosy... Ponoć to zasługa octu, którym się myje i którym sam wyleczył cukrzycę... Nie pali, nie pije i nie ogląda telewizji, bo jak mówi - telewizja czyni człowieka starym. Je głownie zimne jedzenie. Nie ma wielkiej emerytury, więc liczy na pomoc ludzi dobrej woli - czasem ktoś naprawi mu rower, ktoś poczęstuje śniadaniem, obiadem, kolacją, ktoś inny wesprze drobną kwotą.
W swojej przyczepce Leontjis ma całą kolekcję zdjęć z różnych stron Europy, a także księgę pamiątkową, w której dokumentuje swoją podróż. Znajdują się tam pieczęcie z niemal każdego miasta, przez które przejeżdża, autografy i podpisy ważnych osobistości - w tym byłego prezydenta Czech Václava Klausa, naszego Lecha Wałęsy i wielu innych. Oglądając je i słuchając jego opowieści nie mogłam wyjść z podziwu, jaki kawał świata ten niepozorny człowiek zobaczył, jak wiele zwiedził, jak dużo przeżył. Coś wspaniałego. Jak wiele trzeba mieć w sobie siły, determinacji, jak mocno zdefiniować siebie i swoje cele, żeby osiągnąć coś takiego i ciągle chcieć więcej i więcej.
Czy ja też tak mogę?
Czy umiem wyznaczyć sobie cele i niezłomnie dążyć do ich realizacji?
Czy jestem na tyle silna?
Spoko Kochanie jeszcze trochę czasu masz na zrealizowanie marzeń jak w końcu kipnę ;) M.
OdpowiedzUsuńCzubek :P
UsuńHa, to już wiem, Aniu, po co nabyłaś rower, spryciaro! Teraz zostawisz dzieciaczki P. i mykniesz w świat! ;PPP
UsuńWalka ze słabościami? Spróbuj odstawić się od telefonu na tydzień:) Zobaczysz, że poród to był pikuś:)
OdpowiedzUsuńJa się na to piszę i to w tym momencie nawet. To dla mnie z kolei żaden problem, łącznie z internetem :) Aż tak nie jest to dla mnie ważne. My widzieliśmy kiedyś kogoś podobnego, opowiem Ci przy okazji :)
UsuńA ja się chyba nie piszę, faktycznie byłoby to dla mnie wyzwanie i ból ;) Bywały czasy, że na 10 dni nie miałam telefonu, ewentualnie czasem sms do taty, ale mój nałóg od tego czasu przybrał na sile ;)
UsuńJaka wspaniała opowieść zazdroszczę mi z kanapy bo jest to przygoda życia ma którą ja pewnie nigdy nue będę miała odwagi
OdpowiedzUsuńZazdroszczę że miałaś okazje go poznać przenocować i posłuchać jego opowieści!
Też się cieszę, choć szczerze powiedziawszy kiedy tata go zaprosił pomyślałyśmy z siostrą - po co tata sprasza jakiegoś lumpa do domu ;) Jednak przy bliższym poznaniu to naprawdę świetny człowiek.
UsuńWow! Podziwiam i zazdroszczę bo każdego dnia coś sobie obiecuję. Ale tym razem będąc na macierzyńskim mam czaa i zaczęłam realizację :)
OdpowiedzUsuńJa wiecznie coś sobie obiecuję, a po chwili zapominam co ;) Także nic tylko brać przykład!
UsuńTacy ludzie są niesamowici. Dlatego co roku udajemy się do Gdyni Na kolosy- tam wielu rowerowych podróżników przedstawia swoje wyprawy na filmach, zdjęciach, komentując na żywo. Takie Starego marzenie jest żeby pojechać gdzieś daleko tylko na rowerach z najpotrzebniejszymi szpargałami :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o takich zjazdach, fajna sprawa.
UsuńMyślę że taka wyprawa mogłaby być fantastyczną przygodą. Mnie jedynie nieco martwi kwestia higieny...
wspaniały czlowiek! Dobrze jest spotkać w życiu kogoś, kto ma pasję, pomysł. komu nie zależy na sukcesie, czy kasie. Dobrze jest poobcować z takimi ludzmi, a bym uświadomić sobie jak nie wiele w zyciu czlowiekowi potzreba do szczęścia:) dziekuję z ten post:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba. Rany, jak niezwykle ciekawi mnie co on dalej robi, gdzie teraz jest :)
UsuńWzruszająca historia. Gdyby każdy podchodził do życia z taką pasją o ile piękniej by się żyło?
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy z nas ma w sobie siłę, tylko nie zawsze jej posiadanie sobie uświadamiamy. Ale warto jej szukać, bo "istnieć nie znaczy żyć" jak śpiewa Igor Herbut :)
Pozdrawiam.
imponujące, ale Twój Tato również jest osobą niezwykle wrażliwą i zazdroszczę takiej rodziny, szanuj ją!! :)
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś! Wspaniałe spotkanie- jestem pewna, że zostanie w pamięci na całe życie! Tworzycie cudowną wrażliwą rodzinę! SUPER! :)
OdpowiedzUsuńMarzenia daja nam kopa do działania…jestem pewna, że jak się czegoś bardzo chce to nie tylko się o to będzie walczyło i znajdzie się w sobie siłę o której nie mamy pojęcia ale też wszystko zostanie osiągnięte. Buziaki
OdpowiedzUsuńŚwietny, inspirujący człowiek. na jego przykładzie widać, że starość jest "w głowie". Wiek to stan ducha i nigdy nie jest za późno na zmiany. I nie są to wytarte frazesy, bo tak jest naprawdę. Ale pamiętaj, że nie trzeba zwiedzić Europy czy zdobyć nobla, by być wyjątkowym. Jeżeli człowiek jest szczęśliwy w swej codzienności to znak, że jest dokładnie tam, gdzie powinien być:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam