Komp wskrzeszony, można tworzyć ;)
Pewnie większość z Was wie z mojego fanpage na FB i Instagramu, że ostatni weekend spędziła Matka z rodzinką w Wierchomli. Mały spontan, choć od jakiegoś czasu myśleliśmy o takim weekendzie - żeby nieco się zresetować i po prostu pobyć razem. Kilka dni zajęło nam szukanie odpowiedniej miejscówki, aż olśniło mnie, że zimą jedna z Bogiń przy maszynie polecała Hotel Wierchomla Ski & SPA Resort jako miejsce bardzo przyjazne rodzinie. Padło więc na Wierchomlę i był to trafiony wybór :)
Podróż mocno nam się dłużyła - remonty, objazdy i korki w Nowym Sączu wydłużyły ją z planowanych 2 do 3 godzin. Widoki po drodze - miodzio! Jednak na miejscu czekała przepyszna obiadokolacja, fajnie urządzony pokój i basen (wskoczyliśmy do niego dosłownie 15 min po przyjeździe. Tylko my, cały basen nasz, bo w całym wielkim hotel były zajęte jedynie 4 pokoje - łącznie z naszym ;)
Rezerwując pobyt mieliśmy świadomość nadchodzącego załamania pogody, spodobało nam się więc, że hotel oferuje sporo atrakcji "pod dachem". To była dobra decyzja, bp jako, że przez większość weekendu lało, wykorzystywaliśmy te atrakcje na maksa :)
Wspomniany basen - wygodny dostęp klatką schodową i fajna rodzinna szatnia. Schodziliśmy do niego prosto z pokoju - w szlafrokach. Był wystarczająco obszerny, aby popływać i powygłupiać się z dziećmi. Nasze gadżciarskie odkrycie - koło z majtkami dla Stasia, dzięki któremu mógł samodzielnie i bezpiecznie dryfować w basenie. Baaardzo mu się podobało, skakał, kopał nóżkami i piszczał :) Zosia natomiast opanowała umiejętność przepływania połowy basenu w kółku i rękawkach :) Nasze dzieci chyba po mamusi odziedziczyły miłość do wody i na prawdę widać było, że mają z tych wypadów na basen czystą frajdę.
Strefa wellness - nie mam z niej zdjęć, bo chodziliśmy tam wymiennie z M., kiedy dzieci spały. Przyjemny relaks - jaccuzi, sauna mokra i sucha, kabina IR i słoneczna łączka - 3 leżaki z lampami jak na solarium świecącymi z sufitu, na których się "opalałam" :) Miło było oddać się tym zabiegom, choć szkoda, że samej ;)
Restauracja - śniadania i obiadokolacje mieliśmy w cenie pobytu. Pyszna regionalna kuchnia, szybka i uprzejma obsługa tolerancyjna dla piszczących i wygłupiających się dzieci i przyjemny podkład muzyczny :) Zosi podczas wyjazdu dopisywał niebywały jak na normalne warunki apetyt!
Pokój - zabukowaliśmy pokój rodzinny - dostaliśmy łoże małżeńskie, sofę dla Zosi i łóżeczko drewniane dla Stasia. Pokój był schludnie urządzony, wygodny, wystarczająco obszerny jak na nas 4 i dobrze urządzony. Ogromna ilość szaf i półek :) Na życzenie udostępnili nam także matę antypoślizgową do brodzika i torby na zużyte pieluchy. Można też pożyczyć nianię elektroniczną, wanienki niemowlęce, podesty łazienkowe i inne udogodnienia dla dzieci. Iście rodzinny hotel!
No i najlepsze - ogromna i fantastycznie wyposażona sala zabaw. W okresie ferii zimowych w hotelu funkcjonuje przedszkole dla dzieci wczasowiczów, a my mieliśmy je tylko i wyłącznie dla siebie. Masa zabawek, książek, kredek i czego jeszcze dusza zapragnie - spędzaliśmy tam całe godziny ze względu na lichą pogodę... Coś wspaniałego, za to po prostu pokochałam ten hotel.
Plac zabaw i mini zoo usytuowane na tyłach hotelu - tylko raz udało nam się z nich skorzystać. Zosia największą frajdę miała z karmienia kóz mleczami i koniczyną, dosłownie nie mogłam jej od nich oderwać ;)
Park linowy - nie korzystaliśmy niestety, ale wyglądał ciekawie :) Nie wiem czy dałabym radę ;)
Jak wspomniałam, ten wielki hotel był podczas naszego pobytu niemal pusty. Miało to swoje zalety - pusty basen, strefa wellness itd, ale i wady - restauracja zamykana o 20:00 i nieczynny lobby bar... Dzięki temu, że wzięliśmy elektroniczną nianię, po zaśnięciu dzieci spędzaliśmy czas na sofach w hallu piętro wyżej, obgadywaliśmy strategię na najbliższe miesiące i sączyliśmy winko ;)
Hotel jest usytuowany zaledwie kilkaset metrów od koleji krzesełkowej Wierchomla. Doszliśmy do stacji spacerem, ale pogoda nie pozwoliła nam na wjazd do góry, nad czym ogromnie ubolewam. Tym bardziej, że ponoć roztacza się tam najpiękniejsza panorama Tatr... Ogólnie spacerowo i widokowo baaardzo jestem niedopieszczona. Ech te weekendowe załamania pogody :/
I tradycyjnie, śpiący Stach ;)
Ostatniego dnia wcześnie się wymeldowaliśmy i postanowiliśmy zmienić nieco klimat. Pojechaliśmy do Krynicy Górskiej i spędziliśmy tam bardzo miły dzień. To miał być dzień frajdy dla dzieci, zwłaszcza dla Zosi i początkowo obawialiśmy się że nie znajdziemy tam dla niej żadnej atrakcji, bo Krynica na maksa skierowana jest na kuracjuszy - głównie emerytów... Nie uwierzylibyście jak długo szukaliśmy placu zabaw! Ale mimo 12 stopni na termometrze kilka godzin spacerowaliśmy, oglądaliśmy fontanny, piliśmy wody z krynickich źródeł.
Po obiedzie wjechaliśmy na Górę Parkową i dopiero tam znaleźliśmy bardzo fajny plac zabaw i wyszaleliśmy się na giga zjeżdżalniach (płatne zjazdy na kocach/matach).
Odwiedziliśmy też cudownie wyposażone Muzeum Zabawek. Ja i M. niejednokrotnie wzdychaliśmy z sentymentem wspominając, że mieliśmy podobne zabawki, podziwialiśmy m.in. cudne lalki z XIX wieku i pierwsze klocki Lego. Zosia natomiast miała niebywałą frajdę z włączania i wyłączania kolejki i karuzeli :)
Po raz kolejny stwierdzam, że nasze dzieci są idealnymi kompanami podróży :)
To był cudowny, rodzinny weekend!
1 miesiąc temu
Byłam w Krynicy na najgorszych życiowych koloniach, Góra Parkowa była moją największą zmorą! Dzien w dzień po dwa razy tam musiałam włazic!! Błagałam rodziców żeby mnie stamtąd zabrali ;D
OdpowiedzUsuńHotel w Wierchomli wygląda świetnie, może w przyszłym roku tam zawitamy :)
Matka skąd masz tą fajowską bluzę z kwiatem?!?
Bo Krynica taka trochę emerycka i kiczowata mnie się wydała :) A hotel polecam w całej rozciągłości, myślę że wybierzemy się tam kiedyś zimą :P
UsuńBluza z Reserved. Co mnie smuci niezmiernie, zgubiłam gdzieś pomiędzy karmieniem kóz a powrotem do pokoju jednego kolczyka z kwiatami, a buuu... Będę tam jeszcze raz dzwonić czy nie znaleźli...
Będziesz miała pretekst żeby pojechać tam znowu w poszukiwaniu zguby :D
UsuńFajnie, że koło się przydało i Stasio popływał :) Super, że wyjazd się udał, może i my kiedyś tam pojedziemy...? :)))
OdpowiedzUsuńŚwietny wyjazd, widzę że udało się zresetować. Osobiście bardzo zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam góry a moją miłością są jak na razie Tatry. Ja już po nocach nie śpie, bo myślę o górach. Mój mąż to samo. Co chwilę porównujemy - wieczór jak w górach, padnięty jak po górach, ale i tak najlepszy wypoczynek jest w górach, wieje jak na czerwonych wierchach... i tak w nieskonczonosc. :p
OdpowiedzUsuńKurcze to ja góry kocham, ale narciarsko, do włażenia szlakami jakoś nie mam siły ;)
Usuń