Strona główna

01 kwietnia 2014

Frustracja to moje drugie imię

No i jest kryzys. Walczyłam ze sobą - pisać o tym czy nie. Dużo łatwiej byłoby, gdybym prowadziła bloga anonimowo, bo przecież czyta go rodzina, bliscy i dalsi znajomi. I co oni powiedzą? Ale dlaczego miałabym nie napisać o tym, co mnie boli, o tym, że jest mi źle, dlaczego miałabym zaprzeczyć swoim ideałom i ściemniać, że wiecznie jest różowo i cukierkowo?

Otóż nie jest. Jestem absolutnie sfrustrowana. 2,5 roku w domu, z dziećmi zrobiło z otwartej, spontanicznej, radosnej dziewczyny jaką byłam kłębek nerwów bez wyraźnej koncepcji na to, co chce dalej w życiu robić. Często jestem z dziećmi sama, nie mam na kogo liczyć, nie mam komu podrzucić dzieci i uciec aby zachować higienę psychiczną - to konsekwencja naszego wyboru Krakowa na miejsce do życia. Owszem, do Zosi przychodzi niania - ale to studentka, której obawiam się na dłużej zostawić też Stasia... Tęsknię za ludźmi, za obowiązkami innymi niż domowe, za samorozwojem. Chcę poczuć, że oprócz rodziny coś jeszcze się w życiu liczy, że kobieta nie jest stworzona tylko do przewijania dzieci, gotowania, prania, sprzątania.

Tak, sprzątanie, to kolejny kamyczek przepełniający wór mojej goryczy... Nasze 45m2 kiedyś cudownie urządzone, przestronne dziś TONIE w dziecięcych rzeczach, w naszych rzeczach, we wszystkim. Tak, zdaję sobie sprawę że sama je zagracam... Nigdy nie będzie tu porządku, bo po prostu mimo przemyślanych rozwiązań typu szafy pod zabudowę brak jest już miejsca na chowanie rzeczy. Niezliczone pudełka na zabawki stoją na podłodze, piętrzą się w nich klocki, warzywka, autka, miśki i inne duperele, po które co kilka chwil muszę się schylać, aby utorować sobie drogę do łazienki/kuchni/gdziekolwiek. Wszystko stoi już na wierzchu i mam to coraz bardziej gdzieś - co kiedyś było nie do pomyślenia... Najchętniej wywaliłabym to wszystko za okno. Do tego wciąż zasypują nas kolejne zabawki, niekoniecznie przez moje dzieci wykorzystywane.

Zawsze byłam zorganizowana - nie ukrywajmy, ku mojemu rozgoryczeniu 2 dzieci totalnie to zmieniło. Do mojego życia wkradł się chaos i wystarczy Zosina prośba o picie podczas robienia obiadu i już jestem rozdrażniona, wybita z rytmu. Co gorsza, odbija się to na dzieciach, bo choć staram się być dla nich kochająca, pomocna i serdeczna, zdarzają się chwile okazywania mojej złości i słabości. Zwłaszcza, że uparta i buntowana Zosia skutecznie potrafi wytrącać mnie z równowagi... Cóż, cała mamusia, co jeszcze bardziej mnie frustruje... Jestem doskonale świadoma swoich złych cech i to koszmarne widzieć ich dokładne, a nawet silniejsze odbicie we własnym dziecku...

Kwestia powrotu do pracy. MARZĘ o powrocie do pracy. Ale czy pogodzę to z prowadzeniem domu? Nie mam złudzeń - kiedy oddam dzieci do placówek typu żłobek i przedszkole (a mam to w planach od września) będą non stop chorować. Nie mam na kogo liczyć, więc to ja będę siedziała z nimi na zwolnieniu. Jak to się ma do mojego samorozwoju? Do chęci zawojowania świata??? Dodatkowo - moja obecna pensja w obecnej pracy wystarczy jedynie na opłacenie placówek dzieci. No, może coś na waciki zostanie... A gdzie oszczędzanie na większe mieszkanie? Shit!

Jestem sfrustrowana, rozgoryczona i nie wiem co dalej. Nigdy w moim życiu nie miałam w sobie tyle złości, co teraz. Kapiący bidon Zosi potrafi totalnie wyprowadzić mnie z równowagi. Warczę na ludzi, czepiam się P. Nie jest to bez znaczenia jeśli chodzi o nasze obecne relacje. Brakuje mi randek z mężem, chwil tylko dla siebie... Zgubiłam się... Dlatego dziś mamy w planie randkę. Jak tylko uśpimy dzieci zostawiamy je z nianią a sami wymykamy się do naszej ulubionej restauracji... Trzymajcie kciuki, aby było nam dane popielęgnować nasz związek w innych niż domowe okolicznościach :D

Żeby było jasne - kocham moje dzieci, uwielbiam rodzinę, jaką we 4 tworzymy i za żadne skarby świata nie oddałabym tego co mam. Ale mam prawo powiedzieć, co czuję. Że życie Matki Browar w chwili obecnej dalekie jest od ideału. Nie chcę tworzyć iluzji, że jestem zorganizowaną, fantastyczną Matką Polką - a takie głosy często mnie dochodzą. Nie ma czego podziwiać, nie jestem idealna, radzę sobie nie bardziej niż przeciętnie. Po prostu - wkurw goni wkurw.

Założę się, że jest nas mnóstwo - matek, które spełniając swoje marzenie o rodzinie, o dzieciach w pewnym momencie zatraciły siebie. A może pomyślicie, że marudzę, że są kobiety, które same wychowywały 8 dzieci i dały radę. Jasne - i ja doceniam każdą z nich. Ale w tym momencie chodzi o mnie i o to, jak ja się w obecnej sytuacji czuję. Czasy się zmieniły i my, kobiety, matki mamy prawo do tego, aby chcieć więcej niż być tylko gospodyniami domowymi.

Dodatkowo dobił mnie ten artykuł: http://mateuszgrzesiak.natemat.pl/95737,22-rzeczy-ktore-odkrywasz-po-przekroczeniu-trzydziestki Zupełne zaprzeczenie mnie w chwili obecnej. Owszem, mam 30 lat. Ale chyba jednak nadal jestem niedojrzałą emocjonalnie gówniarą...

Trzymajcie kciuki, abym oczyściła głowę z chwastów, abym znalazła w sobie siłę i mobilizację do zmiany mojego życia na lepsze.



49 komentarzy:

  1. Miłego wieczoru, oby udało się wam "przewietrzyć"! U mnie jest podobnie jak u Ciebie. Całą chata zawalona gratami i co raz mniej chęci na porządkowanie tego... masakra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Och, gdyby tak mieć jakiś zniko-wór na te graty ;)

      Usuń
  2. Ania jestes ideałem, mówiłam Ci to już :* I.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam podobne myśli co drugi dzień. My niani szukamy od dwóch miesięcy. Bezskutecznie. A sami z mężem nie byliśmy od porodu. I do tego właśnie rozdarłam sobie spodnie...
    Trzymam kciuki za udaną randkę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, była bardzo udana i owocowała w sensownie przegadane, dawno odsuwane tematy i w nowe koncepcje na przyszłość :)
      Ja nianię znalazłam mega szybko, przez gumtree, Bardzo dobrze trafiłam - co za fart :) Trzymam kciuki za Wasze poszukiwania!

      Usuń
  4. Witam w klubie wkurzonych mamusiek. U mnie w domu ciągle mi mówią, że gderam hmmm chyba coś w tym jest, ale najgorsze jest to, że nikt już tego gderania nie słucha :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, u mnie jest podobnie. Choć ten powyższy post wywołał mega odzew w mojej rodzinie. Bo jak to, ja przecież zawsze szczęśliwa, więc co się dzieje? ;)

      Usuń
  5. Doskonale Cię rozumiem...
    Myślę, że dobrze robisz, werbalizując/przelewając na "papier" to, co w Tobie. Najgorzej jest kiedy wszystko trawi się w środku, a później byle drobiazg wywołuje lawinę. Ja jakiś czas temu miałam bardzo oczyszczającą rozmowę z moim Ślubnym. Pomogło wygadanie się, ale i posłuchanie samej siebie. Niby to wiedziałam, ale jak powiedziałam na głos to pootwierało się kilka szufladek. My Mamy nie mamy być idealne. Powinnyśmy być kochające, szczere i pozwalające sobie na chwile słabości. I na chwile dla siebie. To nic złego. O tym można by pisać i pisać.
    Udanej, romantycznej randki życzę :) I oczyszczenia.
    Pozdrawiamy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Masz rację, rozmowa ponad wszystko.Bardzo nam była potrzebna ta wczorajsza randka, właśnie choćby dlatego, że wreszcie udało nam się długo i spokojnie porozmawiać, poruszyć tematy, które ciągle były odsuwane z braku czasu. Oby więcej takich wyjść, takich rozmów.
      I lepiej mi, odkąd to wszytko wyrzuciłam z siebie. Im więcej ludzi przeczyta, im więcej ludzi wie o moim problemie - tym mi lepiej. Ekstrawertyzm. To takie moje katharsis.

      Usuń
  6. Jak większość doskonale wiem o czym piszesz i dlatego trzymam mocno kciuki za randkę i psychiczny odpoczynek. Idzie lato, będzie lepiej! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Również mocno trzymam kciuki za randkę:)
    Ja przed porodem i przed przeprowadzką na wieś miałam tzw"przyjaciół" bo z biegiem czasu ich tak nazywam...
    Wszystko się skończyło odkąd pojawił się Adrian koniec znajomości bo dziecko... Nie wiem w czym im przeszkadzało...
    a i 7 km to dla nich daleko żeby przyjechać...

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że każda matka siedząca w domu w pewnym momencie tak zaczyna się czuć jak ty. Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba nie ma sensu pisaćeże mam podobnie. No nie. Nie mam niani. Mam tylko siebie i małżona i..na razie tyle jeśli chodzi o opiekę nad Kubciem. Natomiast "trzeba znaleźć taką wielką garść i się w nią wziąć" jak mówi małżon:)Aniu nie załamujmy się.Musimy nauczyć się akceptować bałagan i chaos bo lepiej nie będzie...no może za jakieś 10 lat:) Zapakuj czasem mężula i młode w drogę (choćby na spacer po parku) a ty spokojnie napij się kawy albo nawet kawy z wkładką;)Chwila oddechu przyda się wszystkim. Nie musisz byc idealna. Dla dzieciaków i tak jestes najlepsza. Mąż tez kocha i przypomni sobie o tym od czasu do czasu. W koncu nikt nie dał mu takich fajnych dwóch bezzębnych lub zzębnych uśmiechów:) Idealne matki to tylko w kiepskich reklamach! Mamuski nie dajmy się i angażujmy nasze połowy do prostych spraw, które dadzą nam chwilę albo chociaż chwilkę. Ja buntuję się co jakiś czas i niech się wali, ale mężul odkurza i myje gary a ja leżę i pachnę..inaczej bym.. ;) Damy radę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, żebyś Ty wiedziała jak ja mocno angażuję P. w domowe obowiązki jak już jest w domu :) Ba, on sam zwykle bardzo chętnie się angażuje - w weekendy to on gotuje, robi obiady, przewija dzieci itd, on kąpie młodszego, on robi masę rzeczy, których wielu facetów pewnie nie robi. Bardzo mi z tym dobrze, szkoda tylko, ze tak często nie ma go w domu... Na spacery z pociechami też wychodzi, usypia ich kiedy idę w miasto, karmi... :) Wiesz, ja w garść się biorę zawsze. Ale czy nie mamy czasem prawa żeby się posypać, dojść do jakichś refleksji, przewartościować to i owo... Absolutnie nie aspiruję do bycia najlepszą. Chce być tylko wystarczająco dobrą - taką, żeby sama ze sobą czuć się dobrze.

      Usuń
    2. Aniu, ale ty jestes najlepsza dla swoich dwoch maluszkow. Wystarczy, ze bardzo je kochasz. Wszystko ma prawo sie posypac, ale wtedy wstajemy i idziemy dalej, no nie? :) I dobrze, ze nachodzi cie chandra. To znaczy, ze z psychika masz tak jak trzeba:) A sobie troche poluzuj:) Buzka

      Usuń
  10. Trzymam kciuki za randkę!
    A pod resztą mogę się podpisać! I cóż, że wyszłam w sobie w sob na babskie spotkanie, skoro po powrocie uszyłam, że uciekałam! I jeszcze często słyszę od męża, że on zmęczony wraca... bo ja w domu leżę i pachnę, a wszystko robią krasnoludki :(
    Czasem tak jest, potem mija, potem znów się pojawia, jak sinusoida.
    A poza tym przesilenie wiosenne.
    Głowa do góry :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesilenie wiosenne zapewne dołożyło nieco do tego wora goryczy...
      Jasne, my nie mamy prawa być zmęczone, przecie cały czas w domu siedzimy ;)

      Usuń
  11. Według mnie to, co piszesz świadczy właśnie o dojrzałości ,o tym, że ta dysharmonia i frustracja prowadzi do konkretnego celu. Jak nasze dzieci robią kilka kroków w tył, by osiągnąć kolejny kamień milowy w rozwoju, tak samo pewnie jest z nami. Grzesiaka olej: nie każda 30latka, 30latek ma się tak czuję, on opisał jedynie grupę, jedynie jakiś stan, jakiejś grupy osób. Wiem, że Ci ciężko... wiem, bo czułam to samo... wiem, co to znaczy upychać wszystko wszędzie w 45 metrach... Dla mnie ciągle i nieprzerwanie jesteś spontaniczną, wesołą, aktywną, twórczą, potrafiącą zadbać o siebie kobietą, wspaniałą ,refleksyjną mamą! za 19 dni usiądziemy na naszym tarasie, jest tak pięknie i zielono, wyciągniemy butelkę dobrego wina i po prostu będziemy sobie siedzieć, plotkować, śmiać się lub płakać... zabiorę Was w piękne miejsca, poleżymy na kocu na zielonej,ciepłej trawie:) Będzie super:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę że odliczasz dni :) Jak cudownie, że to już tak niedługo, nie mogę się doczekać wizyty u Was, tej wielkiej przygody jaką będzie podróż do Francji z dwójką maluchów... :)
      Wiem, że doskonale mnie rozumiesz. Jak zawsze... Dzięki Ci za to :*

      Usuń
  12. Doskonale Cię rozumiem. Sama wróciłam do pracy po 9,5 miesiącach. W domu byłam tylko coraz bardziej rozgoryczona.
    Bardzo dobrze, że przeczyta to rodzina. Rodzina lubi bagatelizować samopoczucie mam, bo przecież mają dzieci, "siedzą" w domu i MUSZĄ być szczęśliwe.
    Jak wrócisz do pracy, a dzieci pójdą do placówek i zaczną chorować, to zostać z nimi może też mąż.
    Pracę możesz zmienić na lepiej płatną, jeżeli się da.
    W IKEI są takie fajne szafki z wysuwanymi szufladami, gdzie można wrzucać zabawki - u nas się to sprawdza.
    Nieużywane zabawki można oddać do domu dziecka.
    Może koleżanki mogą wyjść na lunch w trakcie pracy? Będziesz z dziećmi, ale lepiej wyjść z dziećmi niż nie wyjść wcale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lunch, kawka, spacer z dziećmi i koleżankami - jak najbardziej to praktykuję. Może nie tak często, jak bym chciała, ale moja towarzyskość nie umarła wraz z nadejściem macierzyństwa. A z tymi zabawkami to mam problem - bo wszystko "pewnie przyda się" Stasiowi ;)
      Mąż może zostać - ale najczęściej jest za granicą... Z pracą - kto wie, może kiedyś... ;)

      Usuń
  13. I nie miej do siebie pretensji, że tak się czujesz. To najzupełniej normalne.
    Głowa do góry, cycki do przodu, kiedyś to wszystko minie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Z tymi cyckami to dobre jest:) właśnie tak! Klata do przodu,oko umalowane i już lepiej świat wygląda:)

      Usuń
    2. Kochana, bez oka umalowanego to ja się światu nie pokazuje :) Fryzura i buźka zawsze zrobione, nie ma to tamto - dla samej siebie, dla przyjemności patrzenia w lustro ;)
      Tylko z tymi cyckami gorzej, bo cholernie się garbię :P

      Usuń
  14. Lubię Ciebie czytać i często zaglądam przede wszystkim dlatego, że jesteśmy na podobnym etapie z dzieciorami. Postrzegam Cię jako mega pozytywną osobę i niejednokrotnie podziwiam za to jak sobie świetnie sama radzisz ze szkrabolami, ile masz w sobie pozytywnej energii i jak potrafisz cieszyć się życiem (czasem też troszeczkę zazdroszczę ;)
    Obyś szybko odzyskała trochę swojej osobistej przestrzeni życiowej i szybko wygramoliła się z tych negatywnych (jakże niepasujących do Twojego oblicza) stanów ;)
    To ja jestem tą wiecznie nieszczęśliwą, zmęczoną, sfrustrowaną, cięrpiętnicą, nie TY ;)
    PS. Dlatego cenię sobie anonimowość mojego bloga, mogę walić tam żółci i żalu ile wlezie - wszystko po to, żeby zachować jako takie zdrowie psychiczne :P
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  15. Trzymam kciuki za spełnienie marzeń, za wyrwanie się z kokonu, za odcięcie pępowiny za realizację planów najbardziej szalonych. Kiedyś to minie i będzie lepiej. Musi być! I myśl o sobie Ania! Zdrowy egoizm jeszcze nikomu nie zaszkodził, a i Twoim dzieciom pomoże :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Udanego pieleniagłowy więc.
    I randki oczywiście też.
    Podziwiam, rozumiem. Ja w domu wysiedziałam półtora roku. Bez niani, bez babć na co dzień, ale tylko z jednym dzieckiem. Ale polecam pójście do pracy, nawet za cenę wydania całej pensji na opiekę. Zmęczenie dwa razy większe, ale psychiczny odpoczynek od matkowania i mobilizacja do ogarnięcia siebie.
    Frustrację mikromieszkaniem rozumiem jak najbardziej - czterdzieści siedem metrów się kłania. A właśnie Lulka dostała konika an biegunach czyt. kolejny kurzołap.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ania daj na luz, bo daleko tak nie zajedziesz...na wszystko przyjdzie czas, na karierę, na duży piękny dom przepełniony miłością i kupą wolnego miejsca, na realizację siebie taką jaką pragniesz. na to wszystko masz czas, nikt cię nie goni. A rozwijać można się i swoje zainteresowania w każdym wieku (ja wybieram się na kolejne studia, jak skończę 50- tke;)). Życzę z całego serca wewnętrznego spokoju, abyś odnalazła siebie w tej nowej sytuacji (bo to co było nie wróci, trzeba iść dalej z nowymi doświadczeniami). Oby randka wypadła pomyślnie. PS. ćwiczenia i seks pomagają odnaleźć równowagę życiową;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ktoś mówił, że ktoś mnie goni? O wewnętrznym spokoju i luzie możemy bajki sobie opowiadać, ale prawda jest taka, że mamy diametralnie inne charaktery, i ja wyluzować już nie chcę, nie umiem. Chce czuć się dobrze. Mamy też jakby nie było zupełnie inne sytuacje...
      Jestem matką w 100% mojego czasu, chce czasem kilku procent dla siebie, dla kobiety, którą jestem.

      Usuń
  18. również marzyłam o powrocie do pracy, oj jak marzyłam... od ponad roku pracuje, mam w domu 3,5-latkę w permanentnym buncie, mąż mocno zaangażowany w opiekę nad córką, rozpoczęła przedszkole w wieku 2 lat bez żadnych chorób i problemów... a po tym 1,5 roku pracy mogę tylko powiedzieć, że marzę o czasie gdy siedziałam z nią w domu ;))) tak naprawdę zawsze najlepsze najciekawiej tam gdzie nas nie ma... od kiedy pracuję, a niestety pracuję dużo, ciągły dylemat: za mało czasu by wszystko perfekcyjnie zrobić w pracy, za mało czasu z córką i mężem... po 1,5 roku jestem pewna, że już żaden z tych aspektów nie będzie perfekcyjny, na 100 %... chyba dopiero na emeryturze będzie posprzątane jak lubię, będę mogła zająć się szyciem które mnie relaksuje... czytaniem, językami, fotografowanie... tak dużo tego, że każda myśl o tym czego nie robię jak również każdy dzień z dzieckiem gdy cierpliwość została na klatce, gdy nie ma uśmiechu bo każda prośba otrzymuje w odpowiedzi nie... a przecież czasu tak mało, a przecież tyle rzeczy który mogły by dawać satysfakcję a nie dają bo nie ma na nie chwili... codziennie budzę się z myślą biorę się w garść, inni dają radę o co ze mną chodzi.. jednak jak widać taki świat, być może prostu tak dużo opcji z których niesamowity żal zrezygnować.. rozwój... satysfakcja... pozwólcie znaleźć złoty środek :) trzymam kciuki by się udało tym które mają podobne rozterki!!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. kochana DOSKONALE ROZUMIEM CO CZUJESZ. TEZ MAM DWÓJKE DZIECI w podobnej różnicy wieku ( aktualnie 3.5 i 1.5) etat i 30 lat. i często czuję się dokładnie tak samo jak ty. robot wierlozadaniowy plus maszynka do spełniania życzen wszelakich. a o rance z mężem to mogę pomarzyć jedyne "radki" to szybkie numerki jak drzemiądzieci ewentualnie dłuzsze jak się w nocy ich już uśpi. o kawie w knajpce to wgl nie ma mowy bo nie mam ich z kim zostawić.

    tryb zombie - funkcjonuję w nim niem la od drugiego porody i nierzadko po całej nocce wstawania do dzieci trza było wstawać i zapierdalać do roboty.

    wiadomo że w dwóką trudniej jak z jednym....zę czasem ma się dość wszystkiego i chce isę to zostawić i iść w cholerę że zmęćznie góruje nad możliwościami.....


    kurdę co ja się będę popwtarzać wszystko napisałaś. doskonale rozumiem co czujesz

    i sama mając te 30 czuję się niedojrzałą gówniarą

    będzie lepiej;) kiedyś na pewno;)))))))) cały czas to sobie powtarzam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pocieszyłaś mnie, myślałam ze u mnie "będzie lepiej" jak wrócę do pracy, jak moje dzieci osiągną wiek podobny do wieku Twoich. A tu wielkie G mówisz?
      Wiem o czym mówisz z tymi randkami...

      Usuń
  20. https://www.facebook.com/photo.php?fbid=509137609208167&set=a.482703525184909.1073741828.482509545204307&type=1&theatera
    Miałam niemowlaka, mieszkanie w stanie surowym i doktorat. Dalismy radę, najgorzej ucierpiałna tym nasz związek i nad nim teraz staramy sie pracowac, bo mały już podrósł, mieszkanko gotowe a doktorat obroniony. Wróciłam tez do pracy i to... jest super! MAły poszedł do żłobka, przez 1.5 miesiąca nie chorował a potem złapał wirusa, który zmógł cały złobek i nas. Myśle, jednak, ze i bez żłobka coś by nas dopadło, bo taka pora roku. A powród do pracy jest fantastyczny, bo musze przed wyjściem ubrać się i umalować, wychodzę do ludzi a w drodze powrotnej moge wpaśc do CCC i przymierzyć buty, których nie kupie i kazda matka rozumie jakie to bezcenne:) NIe żąłuje żłobka, Mały swietnie sią tam bawi, nauczył sie samodzielnoći, choć chodzi tam diopiero dwa miesiące: zaczął sam zasypiac, chodzić, trzymac sobie butelke, jeść łyżką. NIe reaguje już histeerią na widok innych, obcych, w domu nie wisi mi przy nodze tylko ładnie sam się bawi. Złobek to było dobre rozwiązanie. Wierze, ze jak wrócisz do pracy odetchniesz pełną piersią i znów będziesz cieszyć się na widok swoich, przecież kochanych, choć doprowadzających do szału dzieci:) Ja Cie podziwima za energię i kreatywność, choc wiesz, ze też do tych najpokojniejszych nie należe:) Świetnie sobie radzisz z dziecmi, masz super załżeństwo, piszesz bloga, szyjesz, a że czasem Cie poniesie,... To się podobno nawet singlom bezdzietnym przytrafia:) A co do porządków i wywalania, zaproś mnie na weekend i zrobię z tym porządek:) Jestem mistrzynią w opróźnianu szaf i ogranizowaniu przestrzeni-to doświadczenie zdobyte po 5 latach mieszkania na 24 mterach (dwa pokoje z malutką szafą:)
    SOVA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie bym Cię na to opróżnianie mieszkania zaprosiła, bo ja jestem cholernie sentymentalna względem rzeczy... Względem wszystkiego zresztą, to moja zmora niekiedy...
      Wiesz, jak Zosia była mała to naturalnym było dla mnie zostanie z nią w domu, nie chciałam jej oddawać gdzieś za wcześnie... Miałam wrócić do pracy jak skończy 14 miesięcy, wszystko było dograne, czekał na mnie awans. No i okazało się nieco wcześniej że jestem w kolejnej ciąży, do tego zagrożonej. Powrót do pracy okazał się więc niemożliwy. Przepłakałam przez to nie jedną noc. Teraz wiem że Staś pójdzie do żłobka w wieku 11 miesięcy - od września, Zosia do przedszkola, a ja wrócę do pracy po macierzyńskim i zaległych urlopach. Chyba że życie przyniesie nam kolejne zmiany (nie, nie myślę o 3-cim dzieciaczku :). A tak serio zapraszam do Krakowa, wieki Cię nie widziałam!!! I gratuluję postępów Marcelka :)

      Usuń
  21. Ja tylko napisze: Trzymam kciuki. Miłej, udanej randki.
    Nie wiem jeszcze co to znaczy, to nie będę pisała na temat frustracji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję... Randka udana i mocno przegadana, z koncepcjami na przyszłość - tego nam brakowało :)

      Usuń
  22. kochana domyślam się co czujesz...no mogę sobie jedynie wyobrazić bo jestem w innej sytuacji...mam mamę, która zajmuje się małą podczas gdy ja jestem w pracy...
    z całego serducha życzę Ci żeby zapanował spokój, porządek i dużo optymizmu ;* a jakbyś kiedyś chciała gdzieś czmychnąć na chwilę na kawę i ploty to będzie mi miło :)
    pozdrawiam cieplutko :)
    jestem ciekawa jak randka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie musimy się kiedyś umówić, ja wciąż zapominam, że Ty jesteś z Krakowa :) Może przyszły tydzień? Czekam na sugestie, dostosuje się :)
      I zazdroszczę pomagającej mamy...

      Usuń
    2. Dam Ci znać co i jak ze spotkankiem :))))

      Usuń
  23. Cieszę się, że randka się Wam udała.
    Chciałam napisać, coś mega pocieszającego, ale doczytałam w komentarzu Karoliny, że przyjeżdżacie do niej i już o niczym innym nie myślę, tylko, żeby się z Wami zobaczyć. Do Karoliny się wybieram jak sójka za morze, teraz bym miała podwójną motywację.
    Dacie radę wykrajać parę chwil? A może jakiś babski wieczór????
    Co Ty na to??? I co Karolina na to???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obgadamy temat, ale ja jestem jak najbardziej za :) Będziemy w dniach 21-27 kwietnia :)

      Usuń
  24. Aniu z tego co widzę to większość matek, która nie ma pod bokiem rodziny, której mogłaby popołudniami podrzucić dziecko wpada raz na czas w taki dół emocjonalny... sama niedawno taki miałam jak synek był wyjątkowo niedobry przez kilka dni z rzędu. Powrót na uczelnię sporo poprawił moją sytuację psychiczną, że mogę z kimś pogadać nie tylko o pieluchach :) Będzie dobrze! Ja czekam na wakacje jak moi rodzice będą mieli wolne i Tymka wyślę do nich na działkę :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Lepiej się wygadać, wypisać niż tłamsić to w sobie. Masz, każda z nas ma, prawo do tego żeby czuć się źle, żeby mieć dość, żeby się frustrować. Wiem co mówię, też mnie to dopada, a na koncie mam tylko jedno dziecko i to dopiero od miesiąca. Trzymaj się ciepło, mam nadzieję, że randka z mężem poprawi Twój nastrój:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja mam zaledwie jedno dziecko i już to czuję...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję że zechciałaś/eś się wypowiedzieć :)