Miło jest wrócić po 3 latach do pracy i przekonać się, że spotkana na korytarzu dziewczyna z działu Kadr pamięta moje imię ;)
Miło jest po 3 latach otworzyć zdeponowane w bibliotecznej szafie pudło oklejone "Graty Pivko", i znaleźć tam swój kubek, podkładkę, kalendarz, długopisy... Ba, nawet kawę, herbatę i oranżadkę w proszku z 2011 roku ;)
Miło stanąć przy zlewie w socjalu czy przed lustrem w WC na zapleczu i poczuć się tak, jakby się w ogóle tego miejsca pracy nie opuszczało - przynajmniej nie na tak długo. Tylko twarz w tym lustrze nieco się zmieniła - wydoroślała, bo przecież nie zestarzała... ;)
Obiady jada się jak zwykle w socjalu, na stole jak zwykle leży lista obecności, na ścianie wiszą grafiki - nic się nie zmieniło.
Choć jednak coś się zmieniło. Nowe osoby. Nowy system, którego jeszcze nie zgłębiłam. Nowe zasady żywienia - nagle trudno znaleźć chętną do poczęstowania się ciastkami ;) Bezglutenowymi! Ale może to tylko postanowienia noworoczne i zaraz pójdą w zapomnienie ;)
No i mój stary pokój nie jest już moim pokojem, a przy moim biurku siedzi teraz kto inny. Ale ja nie mam problemu z dostosowywaniem się do nowych sytuacji. Choć może mój mąż mógłby powiedzieć co innego, bo tylko jego niekiedy spotyka wątpliwy zaszczyt słyszeć moje narzekanie ;) Ale nie tym razem! Bo ja mam teraz przytulne biureczko w pokoju pełnym pozytywnych kobiet :) Zresztą pełno ich w mojej bibliotece, bo przecież bibliotekary to fajne dziewczyny!
Fragment mojego biureczka i rzeczony kubeczek (osiedlowy) z obowiązkową poranną kawką oraz sumo-odstresowywacz - grzecznie przez 3 lata czekał na moje stresy ;)
Cieszę się że wróciłam do pracy. Zamiast spodziewanego stresu w przeddzień i w drodze do pracy pierwszego dnia czułam ekscytację. I słusznie, bo od pierwszych godzin tak wiele się dzieje! Zostałam ekspresowo wciągnięta w wir przeróżnych ciekawych projektów. Po kilku latach nagle mam możliwość przyswojenia sobie ogromu branżowych informacji i nowej terminologii - i to nie w języku ojczystym ;) Nawet nadgodziny już mi się zdarzyły. Niebawem zresztą będą efekty tej wielkiej mobilizacji.
Jestem świadoma, ze czeka mnie masa nauki i tygodnie wdrażania się, bo podczas mojej nieobecności sporo się zmieniło. I fajnie. Chciało by się rzec "Lubię to!". Bo kto mnie zna ten wie, że ja lubię zmiany, lubię kiedy wiele się dzieje. Lubię to, że przez te kilka godzin dziennie nie mam kiedy pomyśleć o domowych obowiązkach :)
Zasypana branżową literaturą
A co do drugiej części tytułu - tak - Staś chodzi. Od kilku dni stawia pierwsze kroczki - z każdym dniem coraz więcej. Na razie max 8 :D Śmieję się, że może z końcem miesiąca przejdzie przez cały pokój ;) Oto dowody:
Cieszę się niezmiernie, bo już martwiło mnie to, że absolutnie nie interesuje go chodzenie. Mały z niego leniuszek w tych sprawach, choć generalnie jest bardzo zwinny. Nie dalej jak wczoraj znalazłam go na klapie od sedesu, usiłującego spuścić wodę. Wspina się na podest Zosi i stara się "myć ręce" w umywalce. Włazi na Ikeowski stolik, próbuje wchodzić na krzesła i lada dzień mu się to uda... Skacze po kanapie, jest po prostu wszędzie! Jest zwinny, ruchliwy i wiecznie uśmiechnięty :)
Taki mój 15 miesięczniak :)
Wraz z tym postem zapowiadam znaczne ograniczenie częstotliwości publikowania nowych postów... Na razie muszę sobie wypracować nową rutynę. Wstaję o 5:30, wieczory więc dramatycznie się skróciły...
I wiecie co? Przez te 2 tygodnie ciszy wcale nie brakowało mi blogowego świata... Bo rodzina. Rodzina to jest siła! Tak dobrze było mi w te święta z rodziną, przyjaciółmi, bez statystyk, bez bezsensownego odświeżania FB i zaglądania gdzieś, bo "a nóż ktoś coś napisał"...
Mam wrażenie, że ten blog skradł mi trochę czasu, który mogłam poświęcić dzieciom, Trochę, bo zwykle pisałam wieczorami, kiedy już spały. Ucierpiało na pewno moje czytelnictwo, znajomość wydarzeń na świecie, filmów oglądactwo... Czy było warto...? Z nowym rokiem mam nowe spojrzenie na pewne sprawy. Chcę odzyskać mój czas z mężem, na czytanie książek i prasy, na filmy i muzykę...
Będę więc pisać. Ale rzadziej.
Tyle na dziś.