22 marca 2015

Marcowo. Jak feniks z popiołów...?

Autor: Matka Browar o 21:55 13 komentarze
Ostatnio strasznie dużo się u nas dzieje.
Pytacie, dlaczego nie piszę... Otóż nie nie piszę, bo nie mam kiedy... Szyć też nie szyję...
Mam wrażenie, że non stop biegnę - do pracy, w pracy, potem po dzieci, a w domu wcale się nie zatrzymuję - biegam dalej, aż do wieczora. Dobrze mi z tym, że moje dni są tak aktywne, ale gdy nadchodzi wieczór i chwila rozluźnienia - momentalnie padam i ponoć chrapię ;) Tak więc pozostają 2-3 godziny wieczorem, kiedy mam czas dla siebie, dla męża... W tym czasie chciałabym coś poczytać, obejrzeć, porozmawiać, pouczyć się, poćwiczyć, uporządkować parę spraw, zajrzeć na FB... Codzienna pobudka o 5:30 lub 6 motywuje do tego, żeby nie przeciągać wieczorów w nieskończoność... Szkoda że czas nie jest z gumy. Tak więc biegnę. Bieganina trwa też w mojej głowie. Nieustająca gonitwa myśli.
Ostatnio ocknęłam się, że biegnę nawet po galerii handlowej, choć nigdzie nie musiałam się spieszyć.
Taki długodystansowiec się ze mnie zrobił ;)



Sytuacja kadrowa w mojej firmie po raz trzeci w ciągu trzech miesięcy mocno zmieniła kontekst mojej osoby w całej strukturze. Niedawno zaufano mi na tyle, że objęłam kierownictwem jeden z działów. Oprócz poczucia, że wreszcie mnie doceniono oznacza to więcej obowiązków i presję - czy podołam? Sytuacja kadrowa pogarsza się coraz bardziej i nie ma nadziei na to, że cokolwiek w tej kwestii się poprawi. Dlatego całkiem często zdarzają mi się pracujące popołudniówki, soboty, a nawet niedziele. Co na to Przemek? Cóż, nie jest zadowolony... Jednak ja jestem szczęśliwa że pracuję, że każdego dnia moją głowę zaprząta setki spraw nie związanych z domem. Że codziennie mam powód by ładnie wyglądać i wyjść z domu. Wtedy powrót do niego cieszy dużo bardziej :) Chcę się rozwijać, chcę od siebie więcej i więcej. Dlatego w ramach pracy zaczęłam, a właściwie kontynuuję dawno przerwaną naukę języka niemieckiego.






Dzieciaki rosną. Zosia w minioną środę skończyła 3 latka. Z każdym dniem staje się coraz mądrzejszą, rezolutną i ciekawą świata dziewczynką. Mimo moich starań nie jestem w stanie zniwelować jej nieśmiałości i zdystansowania. Po prostu staram się pogodzić z tym, że Zosia ma zupełnie inny charakter niż ja :) Świetnie sobie radzi w przedszkolu, cudownie tańczy i śpiewa, mając z tego wielką frajdę. Kto wie, może kiedyś będzie chciała robić to na większą skalę? Uwielbia też wszelkie zajęcia plastyczne i nieźle sobie z nimi radzi.

I mówi, dużo, pięknie i mądrze mówi :) Zadaje pytania, zapamiętuje odpowiedzi, przetwarza je po swojemu i niekiedy totalnie zaskakuje nas swoimi przemyśleniami. I nie przemija jej miłość do książek. W przedszkolu ma ulubione koleżanki, a zwłaszcza kolegów :D Wkroczyła w okres zachwytu księżniczkami, powoli więc zalewa nas fala gadżetów z Jej wysokość Zosią. Oto kilka fotek z jej trzecich urodzin :)












Staś to totalne przeciwieństwo Zosi. Mały rozkoszny łobuziak, który z uśmiechem na ustach broi patrząc mi prosto w oczy ;) Potrafi nagiąć moją cierpliwość do granic możliwości, ale jak tu się złościć na takiego słodziaka? Ulubieniec Cioć w żłobku, mały żarłoczek, którego wszędzie pełno. Już teraz nie mam obaw - on sobie w życiu poradzi :) Robi się coraz bardziej samodzielny. Wszędzie wejdzie, wspina się na stół, na wc, na wszelkie dostępne wyższe powierzchnie. Wszystkiego musi dotknąć, wszędzie zajrzeć. Coraz więcej rozumie, zna domowe rytuały - sam wyrzuca swoją pieluszkę i chusteczki higieniczne do kosza, próbuje zgniatać nogą puste butelki po wodzie, po powrotu ze spaceru biegnie do łazienki myć rączki. Jest rozumny i pogodny, choć równie mocno potrafi wyrazić swój sprzeciw i niezadowolenie :) W domu nie potrafi się na dłużej przy czymś skupić, w żłobku uczestniczy w zajęciach plastycznych i ponoć słucha Cioć ;) Wciąż nie zgłębiłam wiedzy jak one to robią, bo mnie się to nie udaje... ;)







Szczerze powiem, że wraz z powrotem do pracy mocno odrodziłam się też towarzysko. Średnio raz na tydzień, dwa zaliczam babski wypad - teatr, kino, knajpka, domówka... :) Mocno wspiera mnie w tym mój cudowny mąż, widząc że tego potrzebuję. Zawsze byłam osobą łaknącą obecności innych ludzi i zamknięcie w domu totalnie mi nie służy. Zdecydowanie nie powiedziałabym o sobie, że jestem domatorem. Dlatego P. umożliwia mi te moje wypady, zostając wtedy z maluchami. Dacie wiarę, że w czwartek zapakował dzieci w auto i wywiózł na 4 dni do Kielc, dając mi mój pierwszy odkąd zostałam mamą wolny weekend z wolną chatą? Jasne że skorzystałam - najpierw wypucowałam całe mieszkanie, potem ruszyłam na shopping. W piątek zrobiłam babski wieczór z moimi sąsiadeczkami, z zastawionym pysznościami stołem i z dużą ilością wina :D I co najlepsze, bez przeszkód mogłam ten wieczór odespać do południa :) Wczoraj natomiast balowałam na wieczorze panieńskim na krakowskim Kazimierzu. Same imprezy! Zdjęć nadających się do publikacji nie posiadam - ostatnio i to podupadło ;)
Dziś moja słodka ekipa wróciła :) Trochę się za nimi stęskniłam, ale nie ukrywam, że było mi dobrze przez chwilę samej :) Poczytałam, nadrobiłam serialowo-programowe zaległości i odespałam :)

Jak widzicie - nie nudzę się... Czasem jednak tęsknię za blogiem i za Wami, Waszymi komentarzami i oznakami Waszej sympatii. Nie obiecuję, że będę się pojawiać częściej niż ostatnio. Brak czasu, a często też weny i motywacji powoduje, że Matka Browar odchodzi w zapomnienie. Mam jednak masę sygnałów, że trochę za nią tęsknicie. Miło mi i dziękuję Wam za to, że przez te półtora roku jej istnienia tak ją polubiliście. Będę się starała czasem napisać co u nas.

Tymczasem wiosennie Was pozdrawiam!

 

Matka Browar w Niemczech Copyright © 2010 Designed by Ipietoon Blogger Template Sponsored by Emocutez